Taszi Łangczuk – biznesmen i społecznik z Juszu (chiń. Yushu) w prowincji Qinghai, monitujący władze wszystkich szczebli o zapewnienie „konstytucyjnego” miejsca językowi tybetańskiemu w systemie oświaty, skazany na pięć lat pozbawienia wolności za rozmawianie o tym z zagranicznym dziennikarzem i systematycznie nękany po wyjściu z więzienia – został zatrzymany i pobity przez policję za post o kolejnych szykanach.
W październiku trzydziestoośmioletni Taszi Łangczuk otworzył myjnię samochodową i, poinstruowany przez policję, udał się do urzędu po licencję, której mu odmówiono, co sfilmował i upublicznił mediach społecznościowych. Został za to zatrzymany przez funkcjonariuszy straży miejskiej, przekazany urzędowi bezpieczeństwa publicznego i aresztowany.
Podczas trzydniowych przesłuchań Taszi Łangczuk był „bity przez szefa lokalnego UB i wiceburmistrza nazwiskiem Zhi Huai”.
Po zwolnieniu opublikował następny post, w którym oświadczył: „mówili, że złamałem prawo, ale nie mogę się z tym zgodzić, ponieważ korzystałem tylko z przysługującej mi wolności słowa. Nie wiem, dlaczego próbują robić ze mnie przestępcę”.