Kolejna „aneksja” i protesty przed ambasadą Chin w Katmandu

„Nepalska młodzież” protestuje przed ambasadą ChRL w Katmandu przeciwko „bezprawnej aneksji” w przygranicznym dystrykcie Humla.

Katalizatorem protestów przeciwko „chińskiemu imperializmowi” były doniesienia niezależnych mediów, według których żołnierze Armii Ludowo-Wyzwoleńczej „potajemnie” wznieśli dziewięć (albo jedenaście) budynków i „nie dopuszczają” w ich pobliże miejscowej ludności. Demonstranci żądali zwrotu „zagrabionej ziemi” i otwarcia granicy z Chinami. Protest stłumiła policja.

W lipcu media informowały, że Chińczycy przestawili słupy graniczne” i zajęli wioskę Rui w dystrykcie Gorkha, uznając ją ze „terytorium Tybetańskiego Regionu Autonomicznego”.

W 2017 roku Chiny wywołały wielomiesięczny konflikt z Delhi, próbując budować drogę w bhutańskim Doklamie. Utarczki na spornej granicy z Indiami doprowadziły w tym roku krwawego starcia i śmierci tybetańskiego komandosa z indyjskich Specjalnych Siła Granicznych (SFF) w Ladakhu.

O incydencie w Humli poinformował lokalny urzędnik, który zauważył chińskie budynki podczas „rutynowej kontroli”. Mieszkańcy twierdzą, że znajdują się one „na terytorium Nepalu, dwa kilometry od granicy”, a chińscy żołnierze nie pozwalają się do nich nikomu zbliżyć.

Według niezależnych komentatorów „zwasalizowany” rząd w Katmandu „bagatelizuje chińską agresję” i uchyla się od dyskusji na jej temat.

„Global Times”, anglojęzyczna przybudówka „Dziennika Ludowego”, oficjalnego organu Komunistycznej Partii Chin, nazywa całą sprawę „indyjską prowokacją” i twierdzi, że budynki znajdują się na terytorium chińskim. Delhi ma celowo „kreować konflikty”, żeby odwrócić uwagę od swojej indolencji w walce z COVID-19, którym zarażonych jest już „10636 żołnierzy indyjskich wojsk ochrony pogranicza”. W innym artykule odniesiono się do śmierci tybetańskiego komandosa, wyszydzając „specjalność” i „elitarność” jednostki złożonej „co najwyżej z tysiąca ludzi”, którzy dla „nie ufających” im Indii są „zwykłym mięsem armatnim”.