W Krainie Śniegu bez cienia współczucia zarzynamy dziś zwierzęta dla ich ciepłego mięsa. Zabijamy na taką skalę, że niektórym gatunkom grozi wyginięcie. Bydło trafia pod nóż nie tylko dlatego, żebyśmy mogli napełnić brzuchy albo odziać się w skóry, ale także zaspakajać kaprysy, kupując broń czy inne zbędne przedmioty. Niepostrzeżenie staje się to normą, co napawa mnie ogromnym smutkiem. Pomnażanie cierpień ludzi i zwierząt budzi przerażenie – widzi to każdy.
Ponad sto osób 4 maja zablokowało szosę w proteście przeciwko kopalni, która zatruwa rzekę w Minjaku, w okręgu Darcedo (chiń. Kangding) prefektury Kardze (chiń. Ganzi), w prowincji Sichuan.
Mnisi z klasztoru Dzogczen w Dege, w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan rozpoczęli kampanię zalesiania okolicznych wzgórz. Inicjatorem ruchu jest lokalny lama Tenzin Lungtok Rinpocze.
Jeżeli edukacja i media mają szczególne zobowiązania wobec jakiejś dziedziny – to jest nią, moim zdaniem, środowisko naturalne. Owe zobowiązania wiążą się nie tyle z kwestią dobra lub zła, ile przetrwania. I powinny mieć do czynienia nie tyle z ideą, że przyroda jest czymś świętym, ile z przekonaniem, iż środowisko naturalne jest domem, w którym żyjemy. Dbanie o nie leży więc w naszym interesie – trudno zaprzeczyć tej zdroworozsądkowej prawdzie. Ogrom naszej populacji i potęga współczesnej nauki odciskają piętno na środowisku. Innymi słowy, Matka Ziemia długo tolerowała nasze domowe niechlujstwo. Sprawy zaszły jednak tak daleko, że nie może już w milczeniu znosić naszego zachowania. Problemy wywoływane dewastacją środowiska są jej krzykiem. Jak gdyby chciała nas ostrzec, że jej tolerancja na nasz brak odpowiedzialności ma swoje granice.
Chińskie media informują, że według państwowej agencji odpowiedzialnej za kontrolę żywości i leków produkty z tybetańskiego maczużnika jarca gumbu (chiń. chong cao, łac. Cordyceps sinensis), zostały uznane za „niebezpieczne dla zdrowia” z uwagi na zawartość arszeniku.
Dwudziestego siódmego lutego 2009 roku przypadał trzeci dzień Losaru, noworocznych uroczystości kalendarza tybetańskiego. To wtedy przyszły do Tybetu samospalenia. Władze zakazały właśnie Monlamu, Wielkiego Święta Modlitwy, którym chciano uczcić pamięć ofiar pacyfikacji zeszłorocznych protestów. Mnich imieniem Tape wyszedł z klasztoru Kirti i podpalił się na ulicy w Ngabie, ważnym sanktuarium buddyjskim w regionie tybetańskiej dzielnicy Amdo, przyłączonym do chińskiej prowincji Sichuan.
Tybetańscy chłopi zatrudnieni jako strażnicy przyrody 9 stycznia zatrzymali czterech chińskich kłusowników w okręgu Dzoge (chiń. Ruoergai) prefektury Ngaba (chi Aba), w prowincji Qinghai.
Według rządowej agencji Xinhua 17 grudnia sąd ludowy w Czilenie (chiń. Qilian), w prefekturze Codziang (chiń. Haibei) prowincji Qinghai skazał pięć osób na kary od dziesięciu do piętnastu lat pozbawienia wolności za „zabijanie chronionych zwierząt”.