Samolot zniża się, popadam w przygnębienie, mam zawroty głowy,
Szybko podają mi tlen i lekarstwa. Czytaj dalej
Samolot zniża się, popadam w przygnębienie, mam zawroty głowy,
Szybko podają mi tlen i lekarstwa. Czytaj dalej
Podróżując po Europie latem 2012 roku, specjalnie wybrałem się do Monachium w nadziei, że uda mi się spotkać z przedstawicielami Światowego Kongresu Ujgurów. Interesuję się sprawami Xinjiangu od lat i liczyłem, że rozmowa twarzą w twarz pomoże mi zrozumieć sposób myślenia tych ludzi. Kiedy zadzwoniłem, kazano mi wysłać list. Zrobiłem to, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Najwyraźniej nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego. Nie mogłem tego wtedy zrozumieć. Wśród Hanów uchodzę za człowieka bliskiego Ujgurom. Sympatyzuję z nimi, napisałem książkę, w której krytykuję politykę Komunistycznej Partii Chin w Xinjiangu, trafiłem tam nawet za kratki. Co więcej, zostałem zapowiedziany przez przyjaciół. Dlaczego więc odmówiono mi choćby zdawkowego spotkania?
Składając 19 lutego wizytę w państwowej telewizji CCTV, redakcji Dziennika Ludowego oraz siedzibie agencji informacyjnej Xinhua, prezydent Xi Jinping powiedział, że „media noszą to samo nazwisko co Komunistyczna Partia Chin i nie mogą mówić w imieniu nikogo ani niczego innego”.
4 czerwca 1989
W stolicy Chińskiej Republiki Ludowej dokonano masakry. Jej ogrom zaszokował świat. Nikt nie wie, ilu niewinnych ludzi straciło życie. Według władz nawet nie dwustu, lecz wielu Chińczyków wierzy, że wyrżnięto trzy tysiące studentów i mieszkańców miasta. Nie widziałem mordu na Tiananmen. Byłem w domu, w Fulingu, górskim miasteczku słynącym z marynowanej rzepy w plasterkach. Kiedy się dowiedziałem, wpadłem w szał i napisałem „Masakrę” ku czci ofiar brutalności rządu. Z pomocą kanadyjskiego znajomego nagrałem poemat na stary, bezzębny magnetofon kasetowy. Przyglądała mi się moja żona Axia.
W czerwcu 1990 roku Senat USA przeprowadził przesłuchania w sprawie chińskiego laogai i artykułów, które się w nim produkuje, dostarczając opinii publicznej pierwszych informacji o chińskich obozach pracy przymusowej. Polityczny zdrowy rozsądek podpowiada, że rządów każdego reżimu totalitarnego musi strzec system opresji i przemocy. Najlepiej znanymi przykładami takich systemów są obozy koncentracyjne hitlerowskich Niemiec i sowiecki Gułag.
Hou, sekretarz partii okręgu C., zaniemógł nagle po powrocie z ceremonii wręczenia nagród „Najlepszym w służbie cywilnej”, którą zorganizowano w stolicy prowincji. Jego dolegliwość była bardzo tajemnicza – cierpiał na zaparcie. Małżonka, Bian Chunhua, próbowała ratować go na wszelkie sposoby, ale nie zdało się to na nic. Przez cały tydzień żołądek sekretarza przyjmował pożywienie, lecz nie opuszczały go żadne treści. Ósmego dnia Hou miał trudności z przełknięciem kropelki wody. Z jego okrągłej, nalanej twarzy nie schodził grymas udręczenia, zaś potężny brzuch wzdął się do gigantycznych rozmiarów. Przerażona Bian Chunhua zebrała dzieci i kazała kierowcy wieźć męża do szpitala. W samochodzie odebrali telefon od zaniepokojonego przewodniczącego Mie, który właśnie dowiedział się o chorobie sekretarza.
Wybuch prodemokratycznych protestów studenckich w Hongkongu nasuwa ważkie pytanie: skąd biorą się niepokoje na peryferiach Chin? Od czasu protestów w Lhasie w marcu 2008 roku regionami granicznymi, zwłaszcza Xinjiangiem, systematycznie wstrząsają gwałtowne konflikty etniczne. Nic nie wskazuje, by sytuacja tam miała się kiedykolwiek ustabilizować, a przeciwko rządowi występują właśnie uzbrojeni w smartfony studenci, którzy przebojem zdobyli serca społeczności międzynarodowej.
Tradycyjna kultura Tybetu zawsze oddychała dwoma płucami: narodowym i religijnym. W chwili przejęcia władzy przez chińskich komunistów w 1949 roku konglomerat ten uosabiała tybetańska elita, zamykając doń dostęp obcym pokroju Hanów.
Niniejsze „Przepisy administracyjne w sprawie reinkarnacji żywych buddów buddyzmu tybetańskiego” zostały przyjęte na posiedzeniu Państwowej Administracji Spraw Religijnych 13 lipca 2007 i wchodzą w życie 1 września 2007 roku.