Czy to drzewo?
To tylko ja.
Bardzo trudno zdobyć dokumenty i niezależne, wiarygodne potwierdzenie danych, dotyczących pacyfikowania oporu przeciwko chińskiej okupacji oraz zaprowadzania maoistowskiej „demokratycznej reformy” w Tybecie w latach 1956-62. Liczby, które znalazłam w oficjalnych publikacjach, z pewnością nie są pełne, dają jednak wyobrażenie o skali zaangażowania Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (AL-W) i bezwzględności wojny z niemal bezbronną ludnością.
Dziecko: Mamo, mamo, dlaczego te młode ciocie i wujkowie nic nie jedzą?
Matka: Bo chcą dostać piękny prezent.
Przed obozem pracy Masanjia był tu cmentarz.
Kiedy groby zrównano z ziemią,
Zbudowano na nich łagier,
Bo ziemia nic nie kosztowała.
Tybet znalazł się w błędnym kole – żaden Chińczyk ani Tybetańczyk w ChRL nie chce, żeby jego nazwisko pojawiło się w mediach w kontekście jakichkolwiek wyzwań związanych z Tybetem, ponieważ wie, że każda taka historia, nawet dotycząca środowiska naturalnego, zostanie upolityczniona. Słychać więc głównie (w zachodnich środkach masowego przekazu) „działaczy praw człowieka”, cudzoziemców i diasporę, co dolewa tylko oliwy do tego ognia i czyni bardziej niebezpiecznym zabieranie głosu w Chinach.
Chińczyk pyta Amerykanina: „Ilu macie dziennikarzy i ile piszą codziennie artykułów?”.
Jakie uczucie dominuje dziś w Chinach? Sądzę, że wielu powie: rozczarowanie, zawód biorący się z mizernego podnoszenia jakości życia w porównaniu z zawrotnym wzrostem gospodarczym. Oraz z kontrastu między stopniem awansu społecznego jednostek a rosnącym znaczeniem „wielkiego i potężnego kraju”.
W 2014 roku w ciągu miesiąca zamazano moje nazwisko na dwóch wystawach, na których pokazywałem swoje prace. W Pekinie zrobili to aparatczycy, w Szanghaju sami organizatorzy. Mogę sobie wyobrazić, że są ludzie, których by to nie obeszło, ale jako artysta widzę w tych tabliczkach miarę wypracowanej przez siebie wartości – kreskę, wskazującą poziom wody w rzece. Ktoś inny wzruszyłby ramionami, ale ja nie mogę, choć oczywiście nie łudzę się, że moja postawa wypłynie jakoś na otoczenie.
Przed kilkoma dniami uciąłem sobie pogawędkę z tybetańskim przyjacielem pochodzącym z koczowniczego regionu. Powiedział mi, że pasterze mają teraz więcej pieniędzy, ale bardziej chorują. Zeszłego lata, jak zauważył, chorowało niewiele osób, teraz – prawie tyle, co w zimie.