Traf chciał, że 23 grudnia 2010 roku weszła w życie oenzetowska konwencja, mająca chronić wszystkich ludzi przed „wymuszonymi zniknięciami”. Chiny do niej nie przystąpiły. Moje peregrynacje dnia tego właśnie są kroplą w morzu wyjaśnień – dlaczego.
Kiedy jeden z trzech tajniaków, którzy zatrzymali samochód z Ilhamem Tohti, jego żoną i dziećmi, wycedził „zabijemy ci całą rodzinę”, czterdziestoczteroletni ujgurski profesor ekonomii sporządził testament. „Nawet jeśli zostanę zamordowany przez policję polityczną – napisał – pamiętajcie, że nie zrobili tego Chińczycy i nie podsycajcie nienawiści między naszymi narodami”. Wkrótce potem został aresztowany.
Siedemnastego lipca agenci pekińskiego Biura Spraw Cywilnych zamknęli siedzibę lokalnej organizacji pozarządowej o nazwie Otwarta Inicjatywa Konstytucyjna. Była ona przede wszystkim miejscem spotkań raczkującego ruchu „prawników od praw”, do którego należałem. Nie ma nas zbyt wielu. W Chinach pracuje sto czterdzieści tysięcy adwokatów, ale ledwie kilkudziesięciu zajmuje się prawami obywatelskimi.
Od 2009 roku w proteście przeciwko chińskim rządom dokonało samospaleń dwadzieścioro siedmioro Tybetańczyków. Tylko od stycznia uczyniło to czternaście osób. W ciągu ostatniego roku zginęło w ten sposób dwudziestu ludzi. Nie wiemy, ilu torturowano i uwięziono od chwili wybuchu protestów w 2008 roku. Jak zareagowali na tę katastrofę Chińczycy? Głównie milczeniem.
Kiedy siódmego czerwca zbiegałem rano po schodach, wyrosło przede mną kilku mężczyzn. Dwóch z nich pracowało w wydziale instytucji kulturalnych stołecznego Biura Bezpieczeństwa Publicznego, pozostałych widziałem po raz pierwszy. Porucznik Cao powiedział, że musimy porozmawiać i że wypada to zrobić w miejscu pozwalającym na protokółowanie.
Ostatnio napisałem coś na blogu 25 stycznia, a dziś mamy 21 lutego, możecie więc uznać to za post menstruacyjny. Nie umiem się jednak powstrzymać, gdyż zaszokowała mnie i uradowała niepomiernie nasza wczorajsza wersja „jaśminowej rewolucji”. Szok wziął się z mocy rażenia tego wiekopomnego antecedensu, radość zaś z obserwowania naszych kochanych władz uwijających się jak przysłowiowe […]
Edukacja przez ukazywanie naruszeń praw człowieka w innych krajach