(Trzeźwym) kochankom
błogosławi
na pocieszenie
Kiedy zaczynam myśleć o sztuce, natychmiast przychodzą mi do głowy dwa słowa: gjucel i citrakala. Pierwsze, tybetańskie jest zbitką wyrazów gjuma (który oznacza iluzję, magię) oraz cel (umiejętność, zręczność, kunszt). Nasza sztuka ma więc w sobie zdolność czarowania – to nie tylko umiejętność naśladowania, gdyż zawiera szczyptę magii, a przynajmniej świadomość bycia złudą.
Mówiąc, że jestem nikim, ludzie
Najwyraźniej chcąc mnie zranić,
Ale ja uważam to za wielki komplement.
Jestem kim jestem
Jestem gorszą płcią
I głupią koczowniczką
Mimo wszystko miałam nadzieję
Dane mi było poznać alfabet,
Przyjąć Schronienie w Trzech Klejnotach
I dożyć jakoś trzydziestu sześciu lat,
Których pamięć jest udręką.
Pośrodku kielicha otwartego lotosu
na poduszce świetlistej tarczy księżyca
siedzi przepiękna, hipnotyzująca dziewczyna.
Strzeż mnie, proszę, Wielka Matko, bogini aktywności!
Zanim powleczono mnie na plac, musiałem nałożyć mnisie szaty i rytualne nakrycie głowy. Na plecach miałem nieść trzy księgi: Litanię imion Mandziuśriego, Krótką sutrę doskonałości mądrości oraz Aspirację dobrego postępowania. Za pazuchę wciśnięto mi karty z Zebranych nauk kadampów, w jedną ręką włożono różaniec, a w drugą fragment Historii wielkiego Atiśi.
Stanęłam na podium z radością i żalem.
Cieszę się, ponieważ mamy złoty medal igrzysk olimpijskich. Smutno mi, bo nie poznaliśmy smaku zwycięstwa.