„To miasto zmienia się z dnia na dzień”, powie wam każdy, kto był w Lhasie. Dorzucę i ja swoje dwa grosze o tych nowinkach: ulicy Jiangsu i Wyspie Słońca.
„To miasto zmienia się z dnia na dzień”, powie wam każdy, kto był w Lhasie. Dorzucę i ja swoje dwa grosze o tych nowinkach: ulicy Jiangsu i Wyspie Słońca.
Tybetańskie źródła informują o pobiciach i zatrzymaniach za posiadanie zdjęć Dalajlamy i udział w modłach o jego długie życie w Paljulu (chiń. Baiyu), w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan.
Postanowiłem kształcić się w przyklasztornej szkole w prowincji Qinghai, ale 1 lipca 2017 roku dowiedziałem się, że jest to nielegalne i muszę wracać do domu. Moich rodziców powiadomiono, że jeśli nie zrobię tego z własnej woli, to oni trafią za kratki, nie będą mogli posłać dzieci do szkoły ani zbierać jarca gumbu (grzybów gąsienicowych, które stanowią główne źródło dochodów w naszym regionie). Krótko mówiąc, nie miałem wyboru.
Władze chińskie, które w ciągu dwóch miesięcy wydaliły (internowały i poddały reedukacji) ponad siedem tysięcy duchownych z wielkiego obozowiska klasztornego Jaczen Gar w okręgu Paljul (chiń. Baiyu) prefektury Kardze (chiń. Ganzi), w prowincji Sichuan, 19 lipca nakazały wyburzanie ich kwater.
Jego Świątobliwość Dalajlama zapowiedział, że jeśli umrze na obczyźnie, odrodzi się w Indiach, „nie w chińskich rękach”.
Zanim zaczniemy dyskutować o społecznych zobowiązaniach poezji, zastanówmy się czy w ogóle może ona odgrywać podobną rolę. Społeczeństwo ma dziś ogromne potrzeby. Po pierwsze musi się móc najeść i odziać. To zadanie jednostek i tych, co nimi rządzą. Potem idzie bezpieczeństwo, za które odpowiadają służby i instytucje o adekwatnych nazwach. Społeczeństwo ma też być krzepkie i wolne od chorób, czym zajmują się właściwe urzędy i szpitale, natomiast odpowiedzialność za rozwój wiedzy i umiejętności ponoszą biura oświaty i szkoły. O prawość i równość dbają sądy. Ogół potrzebuje tych i kilku innych rzeczy, ale czy może zapewnić je poezja?
Pięcioro specjalnych sprawozdawców ONZ 19 maja poprosiło Pekin o wyjaśnienia w sprawie dziewięciorga Tybetańczyków skazanych w grudniu 2016 roku przez pośredni sąd ludowy w Barkhamie (chiń. Maerkang), w prefekturze Ngaba (chiń. Aba) prowincji Sichuan na kary od pięciu do czternastu lat więzienia za świętowanie osiemdziesiątych urodzin Dalajlamy.
Mnisi nie robią nic dobrego
Mnisi tuczą się krwią ludu
Mnisi są hańbą Republiki Ludowej
Mnisi oszukują i uwodzą
W ostatnich dniach władze chińskie wywiozły 3600 mnichów i mniszek z wielkiego obozowiska klasztornego Jaczen Gar w okręgu Paljul (chiń. Baiyu) prefektury Kardze (chiń. Ganzi), w prowincji Sichuan. Wraz z wydalonymi w maju – których część internowano i poddano „reedukacji politycznej” – liczba duchownych, zmuszonych tego lata do opuszczenia jednego z najważniejszych ośrodków studiów i praktyk buddyjskich w Tybecie, przekroczyła siedem tysięcy.
Przed trzema laty przeciwko chińskim rządom we własnym kraju powstali Tybetańczycy od Lhasy po Lithang. Na początku tygodnia podpalił się nasz mnich – to już drugie w tym roku takie świadectwo nieustannych chińskich represji i tybetańskiego ducha oporu. Nie zachęcamy do protestów, lecz wspieranie pozbawianych głosu, dzielnych rodaków jest świętym obowiązkiem.