Pokłon Lamie!
Choroba jest wyobrażeniem, pojęciem.
Jeśli masz chorować, rób to w bezmiarze dharmaty.
Naturze wszechrzeczy nic nie dolega.
Pokłon Lamie!
Choroba jest wyobrażeniem, pojęciem.
Jeśli masz chorować, rób to w bezmiarze dharmaty.
Naturze wszechrzeczy nic nie dolega.
Taszi Łangczuk – biznesmen i społecznik z Juszu (chiń. Yushu) w prowincji Qinghai, monitujący władze wszystkich szczebli o zapewnienie „konstytucyjnego” miejsca językowi tybetańskiemu w systemie oświaty, zatrzymany i skazany na pięć lat pozbawienia wolności za rozmawianie o tym z zagranicznym dziennikarzem – 28 stycznia został zwolniony z więzienia Dongchuan w Xiningu (tyb. Siling) po odbyciu pełnego wyroku.
Od 2009 roku w proteście przeciwko chińskim rządom dokonało samospaleń dwadzieścioro siedmioro Tybetańczyków. Tylko od stycznia uczyniło to czternaście osób. W ciągu ostatniego roku zginęło w ten sposób dwudziestu ludzi. Nie wiemy, ilu torturowano i uwięziono od chwili wybuchu protestów w 2008 roku. Jak zareagowali na tę katastrofę Chińczycy? Głównie milczeniem.
Władze co najmniej dwóch okręgów prefektury Golog (chiń. Guoluo) w prowincji Qinghai wprowadziły godzinę policyjną przed Losarem, Nowym Rokiem tybetańskiego kalendarza.
Chińskie media informują o skazaniu „fałszywego żywego buddy” – Chińczyka, który podając się za tybetańskiego inkarnowanego lamę, wyłudzał pieniądze, gwałcił i molestował „wyznawczynie”. Wiadomość wywołała burzę w mediach społecznościowych.
Kiedy umarł ojciec, mama
poprosiła zduszonym głosem,
żebym nie wymawiała jego imienia,
bo to mogłoby odebrać mu spokój.
Władze lokalne ogłosiły „pandemiczne” restrykcje w klasztorze Labrang Taszikjil, w Sangczu (chiń. Xiahe), w prefekturze Kanlho (chiń. Gannan) prowincji Gansu przed rozpoczęciem przygotowań do obchodów tybetańskiego Nowego Roku (który tym razem przypada 12 lutego).
Ósmego stycznia z Gologu w Amdo gruchnęło, że samospalenia dokonał Rinpocze. Zaraz okazało się, że był to czterdziestodwuletni Lama Sopa, który cieszył się wśród swoich ziomków wielką popularnością i posłuchem. To było straszne! Wedle naszej tradycji i obyczaju Rinpocze znaczy wiele więcej niż mnich – a teraz jeden z nich, powszechnie szanowany duchowny, oddał życie w płomieniach. Ludzie byli w głębokim szoku.