Wygląda to tak: poszczęściło mi się i w zeszłym roku zostałam laureatką Nagrody Księcia Clausa. Miałam ją odebrać jutro, 2 marca w ambasadzie Holandii. Planowano, że wręczy ją prezes fundacji, ale w tamtejszej chińskiej ambasadzie nie dali mu wizy i nie mógł przylecieć do Pekinu, z kolei tutejszą ambasadę holenderską ostrzeżono, że ma mi nic nie dawać.
Góra po prawej – z jałowcowym lasem i wiejskim domem z białymi flagami modlitewnymi u swych stóp – jest niczym minister zasiadający na tygrysiej skórze.
O incydencie – nie zamierzam używać określeń „performance” czy „wydarzenie artystyczne” wobec, nazywając rzeczy po imieniu, fizycznego i duchowego zaśmiecania Tybetu – dowiedziałam od tybetańskiego artysty.