Władze chińskie zwolniły z aresztu Sungdu Kjaba, który 2 grudnia 2012 roku podpalił się w miasteczku Bora, w okręgu Sangczu (chiń. Xiahe) prefektury Kanlho (chiń. Gannan), w prowincji Gansu.
Siedemnastolatek został ugaszony i przewieziony do lokalnego szpitala, skąd trafił do większej placówki w Lanzhou. Uratowano go, amputując mu obie nogi. Był potem pokazywany – jako Samdel – w chińskich filmach propagandowych, oskarżających „separatystyczną klikę Dalaja” o podżeganie do samospaleń. Na początku tego roku został osadzony w areszcie w Sangczu. Ani tam, ani wcześniej w szpitalach nie otrzymał zgody na przyjmowanie odwiedzin. Tybetańskie źródła emigracyjne twierdzą, że rodzice Sungdu Kjaba nie wyrazili zgody na amputację, i sugerują, że mogła ona nie być konieczna.
Trzęsienie ziemi o sile 6,3 stopnia w skali Richtera nawiedziło 22 listopada okręg Darcedo (chiń. Kangding) w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan.
Według oficjalnych danych ucierpiało niemal 80 tysięcy osób, ponad sześć tysięcy ewakuowano; jest pięć ofiar śmiertelnych i pięćdziesięciu czterech rannych. Władze lokalne mówią o 25 tysiącach zniszczonych budynków, głównie w wioskach. Akcja ratunkowa przebiega „sprawnie”, poszkodowani otrzymują żywność, namioty i koce (nocami temperatura spada już do minus dziesięciu stopni Celsjusza).
Apogeum pięcioletniej fali samospaleń, która ruszyła w lutym 2009 roku, przypada na listopad 2012 roku, kiedy na pastwę płomieniom wydało się dwadzieścia osiem osób: kobiet i mężczyzn, młodych i starych, duchownych i świeckich. Nieco wcześniej, tamtego marca, w ogień poszło jedenaście osób, głównie mnisi, ale także uczennica oraz matka trojga dzieci.
Władze chińskie wydaliły ponad sto mniszek z klasztoru Czanglo w okręgu Dingri prefektury Szigace (chiń. Rigaze), w Tybetańskim Regionie Autonomicznym.
Kobiety nieposiadające odpowiednich zezwoleń bądź pochodzące z innych regionów Tybetu usuwano ze świątyni od początku września. Według źródła Radia Wolna Azja (RFA) „spośród dwustu mniszek odpowiednie papiery miało tylko dwadzieścia jeden”.
Według tybetańskich źródeł Lobsang Palden, mnich klasztoru Beri, 17 listopada został przedterminowo zwolniony „za dobre sprawowanie” z więzienia w Kardze (chiń. Ganzi), w prowincji Sichuan.
Trzydziestotrzyletniego duchownego skazano na karę dziewięciu lat pozbawienia wolności za udział w pokojowych protestach w 2008 roku. W rodzinnej wiosce witano go jak bohatera.
Grupa robocza, prowadząca od września zaostrzoną kampanię edukacji patriotycznej, nakazała wydalenie dwudziestu sześciu mniszek z klasztoru Dziada w niespokojnym Driru (chiń. Biru), w prefekturze Nagczu (chiń. Naqu) Tybetańskiego Regionu Autonomicznego.
Według tybetańskich źródeł kobiety ukarano, ponieważ „nie chciały lżyć Dalajlamy”. Podczas wcześniejszych inspekcji mniszki „nadliczbowe” i nieposiadające odpowiednich zezwoleń ukrywały się w górach. Po zaostrzeniu rygorów 15 listopada zmuszono je do opuszczenia świątyni.
Tulku Tenzin Delek został bezpodstawnie zatrzymany 7 kwietnia 2002 roku w Njagczu, w prefekturze Kardze prowincji Sichuan. Dwanaście lat temu. Teraz jest ponoć przetrzymywany w zakładzie karnym w chińskim mieście Dazhou.
Oskarżonego o „powodowanie wybuchów i próbę obalenia rządu”, skazano go na karę śmierci, którą zamieniono potem na dożywocie. Za całą sprawą stał ówczesny szef służby bezpieczeństwa Zhou Yongkang, który uczynił Tulku Tenzina Delka najbardziej znanym więźniem politycznym Tybetu w XXI wieku. Wielokrotnie mówiono o nim na arenie międzynarodowej. Drugiego oskarżonego, Lobsanga Dhondupa także skazano na śmierć – i natychmiast stracono.
Władze chińskie zwolniły ostatniego z dwudziestu siedmiu zatrzymanych za udział w blokadzie kopalni w Czabczy (chiń. Gonghe), w prefekturze Colho (chiń. Hainan) prowincji Qinghai.
Donkho, którego uznano za jednego z czterech przywódców protestu, opuścił areszt 28 października. Mieszkańcy regionu napisali petycję do najwyższych przywódców w Pekinie, oskarżając lokalnych urzędników o bezprawne wspieranie przedsiębiorstwa, które wydobywało marmur – zatruwając środowisko i zagrażając sanktuarium buddyjskiemu – po wygaśnięciu stosownych zezwoleń.
Przyjechałem na rodzinne błonia po ulewnym deszczu. Znów pada, zwały czarnych chmur przykrywają łąki dzieciństwa.
Siedzę w blaszanym domu pośród nieprzeniknionej ciemności. Ludzie mówią o nich „dom z wygodami”. Zbudowano je w tym roku. Pierwszy raz korzystam z tej wygody.