Bladym świtem siódmego maja rządowa CCTV pokazała nagle specjalny dokument o samospaleniach w Tybecie (po mandaryńsku i angielsku). Czterdzieści minut propagandy lokalnego aparatu. „Dali to w środku nocy – podsumowali zaraz obywatele sieci – więc chyba nie chcą, żeby te zdjęcia zobaczył zwykły Chińczyk”. Następnego dnia CCTV wyemitowała film w wersji francuskiej, hiszpańskiej, arabskiej, rosyjskiej i jeszcze jakiejś, tyle że na kanałach niedostępnych w kraju, więc faktycznie raczej nie do użytku wewnętrznego.
Na początku maja rządowa telewizja pokazała (przedziwnie, właściwie ukradkiem) propagandowy dokument o samospaleniach w Tybecie. Uznałam, że warto do niego wrócić, i faktycznie, po ściągnięciu go z sieci i ponownym obejrzeniu mam kilka uwag.
Ludowi Krainy Śniegu przyświeca jeden cel: sprowadzenie do niepodległej ojczyzny Jego Świątobliwości Dalajlamy. Kiedy opowiedział się On za pokojową walką o autonomię Tybetu, sześć milionów rodaków uszanowało to życzenie. Jednak rząd Chin propozycji tej nie przyjął.
Kiedy 17 lipca podpalił się osiemnastoletni mnich Lobsang Lozin, pewien chiński dziennikarz napisał na swoim blogu: „Chaos wkradł się już nawet w liczenie tych protestów. Rzetelny Phayul.com mówi o czterdziestu pięciu, a Oser o czterdziestu sześciu samospaleniach w Tybecie. Tu będziemy trzymać się jej kalkulacji, ponieważ skrupulatnie odnotowuje informacje o każdym przypadku”.
Na skutek sabotażu sił separatystycznych na naszym terytorium i za granicą oraz kliki Dalaja w prefekturze tej doszło do czterech incydentów samospaleń. Miało to poważny wpływ na sytuację społecznej harmonii i szczęśliwe życie mieszkańców.
W przeddzień, dziewiętnastego października, wybrał się do Bory, wioski, w której przyszedł na świat. Długo rozmawiał z rodzicami i innymi krewnymi, został tam na noc. Zachowywał się zupełnie normalnie. Nic nie wskazywało, że planuje coś poważnego, nie wspominając o samospaleniu. Bliscy zapamiętali, że był wesoły, jak zawsze.