Obejrzałam na Facebooku bollywoodzki klip indyjskiego gwiazdora: przystojny facet, fajny kawałek, sceniczne emocje, aplauz – ale mój wzrok najbardziej przykuła powiewająca na wietrze tybetańska flaga. Która od razu przypomniała mi, że czytałam gdzieś, iż cenzorzy kazali potem wyciąć tę scenę. Najpewniej, by nie drażnić Pekinu.
Według lokalnych źródeł chińska służba bezpieczeństwa od kwietnia „prześwietla” w Szigace (chiń. Rigaze albo Xigaze), w Tybetańskim Regionie Autonomicznym (TRA) rodziny, które mają krewnych za granicą.
Kiedy 17 lipca podpalił się osiemnastoletni mnich Lobsang Lozin, pewien chiński dziennikarz napisał na swoim blogu: „Chaos wkradł się już nawet w liczenie tych protestów. Rzetelny Phayul.com mówi o czterdziestu pięciu, a Oser o czterdziestu sześciu samospaleniach w Tybecie. Tu będziemy trzymać się jej kalkulacji, ponieważ skrupulatnie odnotowuje informacje o każdym przypadku”.
Władze chińskie zorganizowały w Lhasie kolejną manifestację siły przed „drażliwymi” marcowymi rocznicami (powstania w 1959, stanu wojennego w 1989 i ostatniej fali brutalnie stłumionych protestów w 2008 roku).
Nepalskie media ujawniły, że podczas zeszłorocznej wizyty przewodniczącego Xi Jinpinga podpisano „tajną umowę” o bezzwłocznym „wzajemnym wydawaniu osób, które nielegalnie przekroczyły granicę”.
Kwestia odrodzenia Jego Świątobliwości Dalajlamy ma konsekwencje dla spokoju i stabilności nie tylko w Tybecie, ale i wszystkich krajach, w których praktykuje się buddyzm tybetański, między innymi w sąsiednich Indiach, Chinach, Nepalu, Bhutanie, a także w Mongolii i gdzie indziej. Miliony osób na całym świecie darzą go wiarą, oddaniem i miłością, pokładają w nim zaufanie i nadzieję. Idzie więc o to, by rozpoznanie jego inkarnacji nie służyło politycznym interesom tej czy innej strony, państwa, organizacji albo osoby, tylko – zgodnie z prawdziwą Dharmą – buddyzmowi jako takiemu oraz wszystkim istotom.
Cering Dordże z okręgu Dingri w prefekturze Szigace (chiń. Xigaze) Tybetańskiego Regionu Autonomicznego spędził ponad miesiąc w obozie „reedukacyjnym” za rozmawianie z bratem przez telefon o konieczności uczenia dzieci ojczystego języka.