Czarny samochód bez tablic obudził moją czujność. Mongolia Wewnętrzna ma swój „problem etniczny”, jednak jako obcy i zwykli turyści nie powinniśmy zasługiwać na policyjny ogon (choć taki byłby dziecinną igraszką w porównaniu z tym, co zwykle fundują nam w Tybecie).
Na początku była mroczna pustka, z której wiatr wyczarował ocean, a następnie wielką górę. Tak narodził się wszechświat. Po uformowaniu się mórz, lądów i gór, w Cethangu, położonym na południe od miejsca, gdzie dziś jest Lhasa, pojawił się pierwszy człowiek.
Urodziłam się w Lhasie, w Tybecie w 1977 roku. Moja rodzina była biedna, lecz łączyła nas silna więź. Uwielbiałam bawić się i być z moimi dwiema starszymi siostrami oraz czterema braćmi. Przy kolacji ojciec opowiadał nam mnóstwo historii o Tybecie i Tybetańczykach. Chiny okupowały nasz kraj od 1949 roku, a moja rodzina naprawdę cierpiała pod ich rządami.
„Kapitalne”, „olśniewające”, „niedogmatyczne”, „sekularyzacyjne”: ślubny album tybetańskiej pary przetoczył się właśnie przez chiński internet, strącając lawinę przymiotników. Z takim łoskotem, że nad sprawą pochyliła się nawet reżimowa agencja Xinhua, która w oświadczającym się na klęczkach panu młodym i jego płaczącej ze szczęścia wybrance dostrzegła symbol nowego Tybetu i pokoleniowej cezury lat osiemdziesiątych. Słowem „Zeitgeist”.
Gendun Czophel zauważył kiedyś, że tybetańskie obyczaje i praktyki częściej niż my opisywali cudzoziemcy. „Cenią tam – cytuje w »Białych annałach« kronikarza dynastii Tang – wojowników. Synowie szanują ojców, a matki synów. Mężowie nie rozstają się z nożami, łukami i strzałami swymi. Wiodą młodzi, starsi podążają za nimi. W większym poważaniu młodych raczej mają. Mąż, co umiera ze starości, nie budzi uznania, poległych zaś w bitwie czczą jako bohaterów. Jeśli z rodu padło w boju wielu, pancerz ich u wrót zawieszają z dumą”. Czyta się to dzisiaj z pewną konsternacją.
Czwartego dnia wycieczki do Mongolii Wewnętrznej gdzieś między przygranicznymi miastami Erenhot i Mandula zauważyłam jadącą za nami czarną limuzynę bez tablic rejestracyjnych, która grzecznie zwolniła, kiedy zdjęliśmy nogę z gazu. W dżipie było nas troje. Mój mąż Wang Lixiong i malarz Wang Wo zmieniali się za kierownicą.
Urodziłam się w Njarongu, w Khamie, w 1934 roku. Mój ojciec nadał mi imię Adhi. Nasza rodzina nosiła miano Tape. Ojciec, Dordże Rabten, jak zdarzało się w Tybecie, był żonaty z dwiema kobietami. Starsza żona nazywała się Boczuma; ja byłam córką młodszej – Sonam Dolmy.