Chińczyk pyta Amerykanina: „Ilu macie dziennikarzy i ile piszą codziennie artykułów?”.

Chińczyk pyta Amerykanina: „Ilu macie dziennikarzy i ile piszą codziennie artykułów?”.
Jakie uczucie dominuje dziś w Chinach? Sądzę, że wielu powie: rozczarowanie, zawód biorący się z mizernego podnoszenia jakości życia w porównaniu z zawrotnym wzrostem gospodarczym. Oraz z kontrastu między stopniem awansu społecznego jednostek a rosnącym znaczeniem „wielkiego i potężnego kraju”.
W 2014 roku w ciągu miesiąca zamazano moje nazwisko na dwóch wystawach, na których pokazywałem swoje prace. W Pekinie zrobili to aparatczycy, w Szanghaju sami organizatorzy. Mogę sobie wyobrazić, że są ludzie, których by to nie obeszło, ale jako artysta widzę w tych tabliczkach miarę wypracowanej przez siebie wartości – kreskę, wskazującą poziom wody w rzece. Ktoś inny wzruszyłby ramionami, ale ja nie mogę, choć oczywiście nie łudzę się, że moja postawa wypłynie jakoś na otoczenie.
Przed kilkoma dniami uciąłem sobie pogawędkę z tybetańskim przyjacielem pochodzącym z koczowniczego regionu. Powiedział mi, że pasterze mają teraz więcej pieniędzy, ale bardziej chorują. Zeszłego lata, jak zauważył, chorowało niewiele osób, teraz – prawie tyle, co w zimie.
W moim trwającym już ponad pół wieku życiu punktem zwrotnym był czerwiec 1989 roku. Należałem do pierwszego rocznika, który wrócił na uczelnie po rewolucji kulturalnej. Licencjat, magisterium, doktorat – gładko płynąłem z prądem akademickiej kariery. Potem zacząłem uczyć w Pekińskim Uniwersytecie Pedagogicznym. Cieszyłem się sympatią studentów i udzielałem publicznie, pisząc artykuły i książki, które budziły spore zainteresowanie w latach osiemdziesiątych, co sprawiało, że zapraszano mnie do wygłaszania wykładów w kraju oraz odwiedzania uczelni w Europie i Stanach Zjednoczonych. Stawiałem sobie jeden warunek: i jako człowiek, i jako pisarz kierować się będę uczciwością, odpowiedzialnością oraz godnością. Ponieważ wróciłem z USA, aby być częścią Ruchu 1989, zamknięto mnie w więzieniu za „kontrrewolucyjną propagandę i podżeganie”. Zakazano mi też – ukochanego – nauczania oraz publikowania i przemawiania w Chinach. Nauczyciel stracił katedrę, pisarz prawo publikowania, a intelektualista możliwość wypowiadania się na głos za ujawnienie swoich poglądów politycznych i udział w pokojowej manifestacji demokratycznej. To tragedia. Dla mnie oraz dla Chin, które od trzech dekad żyją procesem reform i otwarcia.
Kiedy przyjechał czołg, studenci siedzieli w kole pośrodku Tiananmen. Rozpoczynała się uroczysta inauguracja placowego Uniwersytetu Demokracji.
Niektórzy chińscy znajomi, zwłaszcza młodzi, krytykują mnie za zadawanie się z Dalajlamą. Nazywają go separatystą, który próbuje oderwać Tybet od Chin. Trudno mi ich winić, ponieważ sam to kiedyś mówiłem, a skutki prania mózgu zaczęły ustępować dopiero dzięki osobistym kontaktom z Tybetańczykami i ich przywódcą.