Zaczęło się od wywiadu. Zadzwonił zagraniczny dziennikarz i chciał wiedzieć, co sądzę o tym, że Lhasę wybrano „miastem najszczęśliwszych mieszkańców”. Ponieważ rzecz działa się u progu Nowego Roku, uznałam tę kwintesencję ironii za nieoczekiwany prezent i usiłowałam wyobrazić sobie, jak zareagowaliby na ów dar tybetańscy mieszkańcy stolicy. W końcu wybuchnęłam tylko śmiechem i spytałam, jak tu mówić o „szczęściu”, gdy człowiek dzień i noc żyje na muszce karabinu i nawet wchodząc do świątyni jest na celowniku snajpera?
Według lokalnych źródeł w Lhasie wciąż obowiązują „nadzwyczajne środki bezpieczeństwa”, ogłoszone przez władze chińskie w lutym z okazji Nowego Roku kalendarza tybetańskiego i utrzymywane w związku z „newralgicznymi” marcowymi rocznicami.
Według lokalnych źródeł władze chińskie wprowadziły w Lhasie nadzwyczajne „środki bezpieczeństwa” z okazji tygodniowych obchodów Losaru, Nowego Roku tybetańskiego kalendarza królewskiego (przypadającego tym razem 21 lutego).
To już trzy lata od morza krwi i ognia z dwa tysiące ósmego. Wielu Tybetańczyków złożyło najwyższą ofiarę, inni wciąż cierpią w więzieniach. Snajperzy ciemiężcy przechadzają się ponad naszymi głowami, w słoneczne dni refleksy światła odbite od karabinowych luf przeszywają składających pokłony pielgrzymów: pieczęć zbiorowej pamięci odciśnięta w tybetańskich sercach.
Śledczy: To ciekawe, czemu donieśli akurat na was, podali adres i treść wpisu, w którym wzywaliście do zgromadzeń. Mamy powody sądzić, że właśnie tak było.
Kiedy podczas obchodów „święta wyzwolenia niewolników” puścili w tybetańskiej telewizji starą propagandówkę po tytułem „Niewolnik”, miałam wrażenie, że zostałam przeniesiona w czasie i „czerwony demon” znów próbuje wyprać mi mózg. Trudno nazwać inaczej zbiorowego ojca tej gadzinówki, który mieniąc się bezwstydnie wyzwolicielem i dobroczyńcą zdążył w kilkadziesiąt lat połknąć cały Tybet. Paląca nienawiść kazała mi poderwać się i wyjść; jako pisarka powinnam pewnie wykorzystać tę sposobność do zadumy nad zakłamywaniem historii przez oprawców, niemniej wszystko, co przeszłam, zredukowało do minimum moją odporność na jawne łgarstwo.
Drodzy, ukochani współwyznawcy z prefektury i okręgu Ngaba, nieustannie przepełniony niepokojem za sprawą dramatycznych wydarzeń w regionie, składam kondolencje krewnym i dzieciom zabitych oraz rannych, zanosząc modlitwy i prośby o to, by zmarli ponownie odrodzili się w zdrowych ludzkich ciałach, obdarzeni wolnością poszukiwania nauk Buddy, by rany ofiar goiły się szybko, by skazani rychło opuścili więzienia, by naród cały, tak świeccy, jak i duchowni, wyzwolony został ze straszliwych kajdan cierpienia życia w ciągłym strachu.