Przewodniczący Mao powiedział kiedyś, że władza wyrasta z lufy karabinu. Oczywiście przemoc może dać pewne krótkotrwałe rezultaty. Ale nie zapewni osiągnięcia dalekosiężnych celów. Spójrzmy na historię – z czasem umiłowanie pokoju, sprawiedliwości i prawdy zawsze zwyciężało okrucieństwo i opresję. Dlatego też żarliwie wierzę w niestosowanie przemocy. Przemoc rodzi przemoc. I oznacza tylko jedno: cierpienie. Teoretycznie, można wyobrazić sobie sytuację, gdy jedynym sposobem na uniknięcie konfliktu na wielką skalę jest szybka interwencja zbrojna. Problem w tym, że bardzo trudno – o ile to w ogóle możliwe – przewidzieć skutki przemocy. Kiedy się do niej uciekamy, nie mamy pewności, czy jest słuszna. Można to ocenić wyłącznie z perspektywy czasu. Na pewno wiemy tylko jedno: tam, gdzie jest przemoc, jest również cierpienie.
Archiwa tagu: Polityka
Robert Barnett: Sześćdziesiąt sześć lat
Minęło sześćdziesiąt sześć lat od chwili wkroczenie do Tybetu chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. I pięćdziesiąt osiem od załamania pokapitulacyjnego status quo, które zmusiło do ucieczki z kraju Dalajlamę i ponad osiemdziesiąt tysięcy Tybetańczyków. Owi uchodźcy i ich potomkowie nadal żyją za granicą, a od trzech dekad perspektywa rozwiązania problemu wydaje się, mówiąc oględnie, bardzo odległa. Dla cudzoziemców Tybet pozostaje najbardziej niedostępnym regionem Chin, jego mieszkańcy nie są w stanie uzyskać paszportów, wciąż napływają raporty o demonstracjach, aresztowaniach i samobójczych protestach.
Petycja koczowników z Darlagu
Tybetańscy nomadzi, którym miejscowi urzędnicy kazali opuścić tradycyjne pastwiska w Darlagu (chiń. Dari), w prefekturze Golog (chiń. Guoluo) prowincji Qinghai, napisali petycję do „szanownych przywódców Chińskiej Republiki Ludowej”.
Rozprawa z „wrogimi siłami” w TRA
Przywódcy partii, przygotowujący się do zjazdu, podczas którego przewodniczący Xi Jinping będzie chciał skonsolidować zdobytą władzę, ogłosili „rozprawę z wrogimi siłami” w celu „strzeżenia narodowej jedności i stabilności społecznej” w Tybecie.
Władze chińskie przejmują bezpośrednią kontrolę nad instytutem Larung Gar
Władze wprowadziły członków Komunistycznej Partii Chin do „komitetów zarządzania” w Instytucie Studiów Buddyjskich Larung Gar – w Sertharze (chiń. Seda), w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan – któremu przed rokiem narzucono limit liczby duchownych. Tysiące „nadliczbowych” mnichów i mniszek wydalono, burząc ich domy.
NN: Wielki człowiek odszedł w światłość, niemi zostali w mroku
Wielki człowiek, który poświęcił życie marzeniu o wolności i równości, umarł w więziennej celi. Szedł przez życie świadomie, wpatrzony w przyszłość, odszedł z godnością.
Kampania „czterech miłości” w TRA
W ramach przygotowań do zjazdu Komunistycznej Partii Chin w Tybetańskim Regionie Autonomicznym trwa od kwietnia kampania „czterech miłości” i „czterech cnót”.
Władze zapowiadają zamknięcie międzynarodowej szkoły dla niewidomych w Lhasie
Władze chińskie – które od kilku lat systematycznie utrudniają funkcjonowanie organizacjom pozarządowym, szczególnie podejrzliwie traktując grupy wspierane z zagranicy – zapowiedziały zamknięcie lhaskiej szkoły dla niewidomych i niedowidzących dzieci.
Parada z chińskimi flagami w Coe
Władze lokalne zmusiły Tybetańczyków do zorganizowania parady z chińskimi flagami w Coe (chiń. Hezuo), w prefekturze Kanlho (chiń. Gannan) prowincji Gansu.
Bongtak Rilu: Osiem strat osiedlanych koczowników
Osiedlani drokpowie, czyli nomadzi tracą przede wszystkim źródło utrzymania. Od wieków zależeli od swoich zwierząt. Przywykli do jedzenia suszonego mięsa, masła, sera, mleka, jogurtu i campy, mąki z prażonego jęczmienia. Żywili się nimi od zawsze. Co więcej, niezbędne im były także inne produkty pochodzenia zwierzęcego, takie jak owcza wełna, jacza skóra, suszone łajno i tak dalej. Ze skór wyrabiali namioty, kołdry, materace. Mleko i jogurt zapewniały im zdrowie i krzepę. Łajnem owiec i jaków palili w piecach. Przesiedlenie do miast odebrało im tradycyjne źródło utrzymania i strawę. Teraz drokpowie muszą kupować mleko, jogurt, ser i opał na chińskich ulicach. Ceny produktów, do których przywykli, rosną z zawrotną szybkością. Gjama, pół kilo mięsa kosztuje od trzynastu do piętnastu yuanów, za tyle samo mleka trzeba płacić sześć, a nawet osiem renminbi. Drokpowie nie mają wyboru i mogą jedynie czekać – o suchym pysku i pustych rękach – na wypłacane przez państwo odszkodowanie. Ich dotychczasowe, niezależne źródło dochodów znikło.