W marcu 2015 roku odwiedził mnie amerykański dziennikarz, przygotowujący materiał o „podziemnych historykach”, którzy dokumentują przeszłość i ujawniają publicznie prawdę o niej w „państwie zadekretowanej amnezji”.

W marcu 2015 roku odwiedził mnie amerykański dziennikarz, przygotowujący materiał o „podziemnych historykach”, którzy dokumentują przeszłość i ujawniają publicznie prawdę o niej w „państwie zadekretowanej amnezji”.
Szanowny Pierwszy Sekretarzu Hu Jintao,
Pozdrawiam serdecznie!
29 października zeszłego roku przekazałem Wam i przywódcom Stałego Komitetu OZPL [Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych] długi list. Według towarzysza Shenga Huarena z Komórki Partii OZPL, prezydującego obradom, w których udział wzięli Wang Yunlong, sekretarz Komórki Partii Departamentu Administracji OZPL, Zhuwei Qun, wicedyrektor Departamentu Frontu Jedności, i Sithar, dyrektor Biura ds. Tybetu, 26 lutego tego roku na polecenie Rządu Centralnego Komórka Partii zajęła się moim pismem, podkreślając konieczność zgodności z rządowym dictum „odziedziczonej po przeszłości sprawy Tybetu”.
Pokłon wielkiemu współczuciu Trzech Klejnotów:
Buddy, Nauk i Społeczności Duchowej.
O Buddowie, Bodhisattwowie i adepci
przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Ozdobieni cudownymi właściwościami
bezmiernymi jak ocean,
Traktujący wszystkie bezradne istoty tak,
jakby były waszym jedynym dzieckiem,
Proszę, miejcie wzgląd na prawdę mych przepełnionych bólem słów.
W rozmowach o książce ze zdjęciami ojca prędzej czy później pojawia się pytanie, która sama sobie często zadaję: gdyby wciąż żył, co myślałby o mojej pracy i walce o przestrzeganie prawa człowieka w Tybecie? I jaki właściwie był jego stosunek do rewolucji kulturalnej?
„Trunglha” to po tybetańsku „bóstwo urodzenia”. W czasach Siódmego Dalajlamy (1708-1757) w lesie na południowo-wschodnich rubieżach Lhasy wzniesiono świątynię poświęconą jego „urodzinowemu bóstwu”, która dała nazwę całej okolicy. Zgodnie z tradycją w dniu urodzin Dalajlamy świętowali tam rządowi dostojnicy i zwykli ludzie, zapamiętale odprawiając rytuały, zanosząc modły, paląc kadzidło, śpiewając i obrzucając się campą (czyli „narodową” mąką z prażonych ziaren jęczmienia), aby Dalajlama „pozostał na wieki” i „zwyciężyły bóstwa”. Przez trzysta lat te radosne uroczystości nosiły miano „Trunglha Jarsol”.
Przygotowując książkę ze zdjęciami ojca, szukałam nie tylko sprawców, ale i ofiar rewolucji kulturalnej w Tybecie.
Na fotografiach doliczyłam się ponad czterdziestu osób maltretowanych przez czerwonogwardzistów. Są wśród nich byli hierarchowie buddyjscy, urzędnicy, kupcy, lekarze, oficerowie, ziemianie – piętnowani na wiecach, pędzeni ulicami, dręczeni przez komitety dzielnicowe. Wszystkie zdjęcia zrobiono w sierpniu i wrześniu 1966 roku, ale te spektakle ciągnęły się potem miesiącami. Przez konflikt między frakcjami hunwejbinów ofiary znacznie dłużej odbierały jeszcze swoje „lekcje” i były zmuszane do niewolniczej pracy.
Buddo we własnej osobie, drogocenny Guru z Oddijany,
Skieruj wzrok na udręczonych epoką upadku.
Kjema! Ślubowawszy nigdy nie opuścić ludu Tybetu,
Jak możesz łamać słowo i odwracać się do nas plecami?
Chińska dziennikarka „New York Timesa”, która rozmawiała ze mną o rewolucji kulturalnej w Tybecie, pytała o Tao Changsonga, jednego z najważniejszych czerwonogwardzistów w Lhasie i dowódcę frakcji „rebeliantów”.
Spotkałam się z nim dwukrotnie w 2011 roku. Niski, szczupły sześćdziesięciolatek wyróżniał się tylko strojem: charakterystyczną czapką, kurtką i okularami z tamtej epoki. Sprawiał wrażenie łagodnego i dobrze wychowanego, trudno było dostrzec w nim ślady władczej postaci, o której tyle słyszałam. Kiedy zaczynaliśmy rozmowę wydawał się typowym, cichym, introwertycznym chińskim intelektualistą, lecz szybko się zmienił. Agresywny ton i fanatyczne błyski w oczach pasowały bardziej do tamtego człowieka, którego najwyraźniej przywracało do życia wspomnienie rewolucji kulturalnej. Kiedy nagle wracał na chwilę do teraźniejszości, uśmiechał się przepraszająco, ale zaraz znów pogrążał się w szokującej, niemniej „wspaniałej” i „wiekopomnej” przeszłości. Często powtarzał „rozumiesz, prawda?” i „mam to gdzieś”.
Sześćdziesiąta rocznica wybuchu tybetańskiego powstania w Lhasie jest przede wszystkim dniem pamięci o dziesiątkach tysięcy zabitych, zamęczonych i zagłodzonych na śmierć wskutek chińskich rządów, dniem opłakiwania zniszczonych skarbów tybetańskiej cywilizacji buddyjskiej – sześciu dekad niewyobrażalnych okrucieństw i cierpień od ludobójstwa po celowe deptanie narodowej tożsamości, kultury i języka.
Lokalne źródła informują o restrykcjach i szykanach przed najbardziej newralgicznymi rocznicami we współczesnej historii Tybetu.