Na zakończenie czwartego dnia nauk stanowiących część abhiszeki Kalaczakry wygłosił przemówienie nowo wybrany tybetański premier, czyli kalon tipa. Chcę mu podziękować za to, że mówił o tragicznych samospaleniach w Tybecie, i za odczytanie imion (oraz wieku) tych, którzy stracili życie lub odnieśli rany w tak dramatycznych okolicznościach. Smutek malujący się na twarzy Jego Świątobliwości Dalajlamy musiał wstrząsnąć każdym, kto go widział. W tej bardzo ważnej chwili kalon tipa zapomniał przecież o pierwszym samospaleniu, którego dokonano w Tybecie w 2009 roku, i nie wymienił jednego imienia.
Według tybetańskich źródeł 16 kwietnia policja zatrzymała dwóch Tybetańczyków z Maczenu (chiń. Maqin) w prefekturze Golog (chiń. Guoluo) prowincji Qinghai.
Rinczen Cultrim, zatrzymany przez policję 1 sierpnia 2019 roku w Ngabie (chiń. Aba), w Sichuanie, został skazany na cztery lata (w innej wersji: na cztery i pół roku) pozbawienia wolności i osadzony w więzieniu, w Chengdu.
Sto pięćdziesiąt tysięcy Tybetańczyków na wychodźstwie stanowi ledwie dwa procent całej populacji – 6,3 miliona pozostaje w ChRL – niemniej skutecznie szarga wizerunek Chin w kraju i za granicą. W styczniu 77 procent uprawnionych oddało głos w pierwszej turze wyborów przywódcy Centralnej Administracji Tybetańskiej w Indiach.
Żyjemy w bardzo niespokojnych czasach, które przynoszą wiele wyzwań i szans dla Tybetu. W 2020 roku dramatycznie zmieniły się relacje Chin z wieloma rządami na całym świecie. Pandemiczne zagrożenie, choć poważne, nie powinno było storpedować zeszłorocznego posiedzenia naszego parlamentu i debaty o sposobnościach, jakie otwiera przed Tybetańczykami ten kryzys. Mogliśmy procedować bezpiecznie, obradując zdalnie albo z częścią osób obecnych na sali. Krótko mówiąc, parlament szesnastej kadencji zawiódł: nie wywiązał się z konstytucyjnych i politycznych zobowiązań, nie obradując we wrześniu 2020 roku. Jako parlamentarzystka czuję się odpowiedzialna za to zaniedbanie.
Po opuszczeniu kraju przez ponad trzydzieści lat robiłem wszystko, aby zaprowadzić demokratyczny ład. Tybetańscy uchodźcy powiadają, że „demokracja jest darem Jego Świątobliwości Dalajlamy”. Dziesięć lat temu wprowadziliśmy mechanizm demokratycznego wybierania kalona tipy, którego dotąd mianował Dalajlama, co nie wydawało mi się właściwe. Wtedy też przestał istnieć Gaden Phodrang – system świeckiej oraz politycznej władzy Dalajlamów – a ja oświadczyłem, że przeszedłem na połowiczną emeryturę.
Wszystko wskazuje na to, że w obecnym kryzysie tybetańskim powtarza się historia z 2008 roku. Powtarzalność, nie przeczę, ma sens, zwłaszcza w przypadku protestu. Problem jednak nie w demonstrantach, ale w partiach – w tej, przeciw której występują, oraz tej, co ich reprezentuje. Cztery lata to niemało, a obie strony nawet nie drgnęły.