Dwudziestoczteroletni Tabu, mnich klasztoru Kirti w Ngabie, w Amdo, podpalił swoją „nasączoną olejem mnisią szatę” 27 lutego 2009 roku. Był prawdopodobnie pierwszym rodakiem, który do wyrażenia swej woli użył samospalenia. Pisałam wtedy, że „dzierżąc wysoko tybetańską flagę oraz portret Jego Świątobliwości Dalajlamy, biegł ulicą w aureoli ognia, który miał rozproszyć ciemność, jaka zawisła nad Tybetem”.
Od marca tego roku jedenaścioro dzielnych Tybetańczyków dokonało samospaleń, wołając o wolność w Tybecie i powrót do ojczyzny Jego Świątobliwości Dalajlamy. Te desperackie czyny ludzi o czystych pobudkach są krzykiem przeciw niesprawiedliwości i represjom, które przyszło im znosić. Sytuacja jest niewyobrażalnie trudna, a w takich okolicznościach trzeba nam wiele odwagi i determinacji.
Wszystkich nas czeka śmierć, nie należy więc jej ignorować. Trzeźwe podejście do własnej śmiertelności pomaga prowadzić pełne, sensowne życie. Zamiast umierać z lękiem, możemy odchodzić szczęśliwi, wiedząc, że zrobiliśmy z tego życia dobry użytek.