Kiedy pada hasło „rewolucja kulturalna”, przed oczami stają ruiny klasztoru Ganden. Za jego zagładę często – i niesprawiedliwie – wini się lokalną ludność. Bardzo chciałam zrozumieć, co tam zaszło, i przed kilku laty – uzbrojona w zdjęcia zrobione przez mojego ojca – przeprowadziłam jakieś siedemdziesiąt wywiadów ze świadkami tamtych wydarzeń. Dopiero ich słowa uprzytomniły mi skalę tragedii walki z „siłami zła”.
Pewnego gorącego, wyjątkowo dusznego pekińskiego popołudnia znajomy z Tokio zapytał mnie, jaki wpływ miała na Tybet Rewolucja Xinhai, przypominając przy okazji, że w tym roku obchodzimy stulecie tamtych wydarzeń. Chiny zdają się o to w ogóle nie dbać, zajęte entuzjastycznym reanimowaniem i promowaniem „czerwonej klasyki” z okazji dziewięćdziesiątki Komunistycznej Partii Chin. Choć nowe państwo narodowe wyrosło na gruzach imperium mandżurskiego, najwyraźniej nie ma chętnych do składania podziękowań za obalenie starego reżimu.
Nazywam się Taszi Rabten. Piszę pod pseudonimem Therang. Pochodzę z Dzoge w Amdo. Można nazwać mnie osobą, która odmawia udziału w „chińskim marzeniu”. Nie mam z nim nic wspólnego. Nie chcę należeć do żadnej rządowej struktury. Kocham wolność.