Kiedy patrzę w przestrzeń,
przyspieszają obłoki.
Kiedy latem przejeżdżałam przez Kham, specjalnie skręciliśmy do Bathangu. Z Lithangu musieliśmy się tam tłuc przez bezkresne łąki; mój przyjaciel rzucił znad kierownicy, że jest jeszcze gorzej niż na szosie Xinjiang-Tybet (prowadzącej z Kargiliku do Ngari), ale nawet w tym błocku natykaliśmy się na chińskich turystów w terenowych wozach z małymi czerwonymi flagami. Sto sześć lat temu tą samą trasą nadciągała karna ekspedycja Zhao Erfenga. I nadal nie odstępowała nas policja.
Nie mogliśmy zrobić nic ważnego dla religii i kultury ani dla sytuacji materialnej Tybetańczyków.
Marzec jest dla Tybetańczyków miesiącem niespokojnym z uwagi na nagromadzenie ważnych rocznic, symbolizujących dramatyczne zmiany (poczynając od 1959 roku). Podobnie wygląda to w Chinach za sprawą fantastycznego dorocznego spektaklu lianghui, czyli „dwóch posiedzeń” Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych i Ogólnochińskiej Ludowej Politycznej Konferencji Konsultatywnej. Rysownik, który ma na pieńku z dyktaturą, obdarzył ich uczestników długimi nosami, które – powie wam każde dziecko – znamionują łgarzy.
Prezydencki dekret mający ograniczyć korzystanie z aplikacji mobilnej WeChat, która od 20 września nie będzie dostępna na platformie dystrybucji cyfrowej App Store, stał się kolejną kością niezgody w coraz gorszych relacjach między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. W przeciwieństwie do większości posunięć administracji Donalda Trumpa ta decyzja powinna jednak dobrze służyć prawom człowieka.
Każdy widzi, że telefony i WeChat w kilka lat przeobraziły i wciąż zmieniają życie w Tybecie. Z dnia na dzień pojawiają się też nowe problemy – choćby mieszane małżeństwa zawierane przez Tybetanki. Wiele kobiet nabiera się na gładkie słowa i miraż bogactwa. Uczennice i studentki skupiają się nie na zdobywaniu wiedzy, a na wyniku egzaminu. Znają wagę ojczystego języka, ale zamiast coś z jego pomocą osiągać, błyskawicznie zachodzą w ciążę. Rodzice, nauczyciele, wychowawcy próbują szukać rozwiązań i zapewnić możliwie najlepsze wykształcenie tak chłopcom, jak dziewczętom. Do tej pory w Tybecie i na wychodźstwie poprzestawano na wyliczaniu problemów, nie biorąc za nic odpowiedzialności. W takich „dyskusjach” kobiety były najczęściej przedmiotem drwin i krytyki.
jeśli spytasz o moją górę
wskażę tę pokrytą śniegiem, wyższą
choć samotna i bezdomna
to mój ojciec przybrał ją we flagi modlitewne
Twoja obecność wypełnia dom ojca złotym światłem
i maluje uśmiech na twarzach najbliższych.
Wspominałam, że Song Xinkuan opisał swoje przeżycia w Lhasie (później znalazłam w sieci dwa inne artykuły na ten temat); rzecz dotyczy wielu uniwersalnych kwestii o charakterze politycznym, religijnym, etnicznym, a nawet biznesowym, warto więc pochylić się nad nią raz jeszcze.