Pawilony wystawione naprzeciw Dżokhangu na tym etapie bardzo przypominają chińskie budyneczki sprzed Potali, choć nie wiadomo, jak będą wyglądały w środku i czy dostaną ściany oraz drzwi. Widać tylko, że są wielkie i pożerają niewielki placyk przed sanktuarium. Razem z szopą do palenia lampek (też nowym nabytkiem) przytłaczają świątynię, która staje się przez to pospolita mimo tysięcy kłaniających się przed nią rozmodlonych wiernych.
Nazywam się Adhi Tape, mam pięćdziesiąt sześć lat. Urodziłam się w Njarongu. Dwadzieścia siedem lat spędziłam w więzieniu. Opowiem o tym, co przeżyłam, żebyście lepiej zrozumieli, jak straszliwe zbrodnie popełnia się w moim kraju.
Kiedy wróciłam do Lhasy w 2010 roku, osłupiałam na widok wielkiego placu budowy na obrzeżach starówki. Miało na nim wyrosnąć monstrualne centrum handlowe o wdzięcznym imieniu „Duchowa moc”. Znajomi Tybetańczycy szeptali, że owo arcydzieło było wspólnym dzieckiem biurokracji i przemysłu, co mówi wszystko o duchowej mocy przedsiębiorców z Wenzhou i progenitury wysokich aparatczyków. Było mi smutno, że żarłoczne duchy wszelkiej maści gwałcą słynny na cały świat zakątek.
To pokrzepiające, że przywódcy Unii Europejskiej stawili czoło jednemu z największych wyzwań w historii tej organizacji, przyjmując pakiet ratunkowy dla gospodarek osłabionych wskutek pandemii.
Obejrzałam na Facebooku bollywoodzki klip indyjskiego gwiazdora: przystojny facet, fajny kawałek, sceniczne emocje, aplauz – ale mój wzrok najbardziej przykuła powiewająca na wietrze tybetańska flaga. Która od razu przypomniała mi, że czytałam gdzieś, iż cenzorzy kazali potem wyciąć tę scenę. Najpewniej, by nie drażnić Pekinu.
Indyjski mistrz Atiśa Dipamkara streścił całą ścieżkę, ukazaną w trzech obrotach Koła Dharmy. Zrobił to, wzruszony prośbą władcy zachodniego Tybetu, Dziangciuba O, który podkreślał, że idzie mu nie tyle o głębię, co jasność nauk, aby mogli z nich korzystać wszyscy Tybetańczycy.