W sieci krąży film, pokłosie majowej eksplozji w Urumczi. Nagrał go Ujgur, który leciał w interesach do Szanghaju. Na lotnisku kazali mu zdjąć buty. Kiedy zapytał, dlaczego tylko on ma to zrobić, usłyszał: „Bo jesteście z Xinjiangu”. Wtedy natychmiast wyjął telefon i zaczął nagrywać dyskusję z funkcjonariuszami, którym wykrzyczał: „Dzisiejszy wybuch jest rezultatem takiej dyskryminacji”.
Mieszkańcy wioski w okręgu Sangczu (chiń. Xiahe) prefektury Kanlho (chiń. Gannan), w prowincji Gansu od 10 kwietnia blokują rozbudowę szosy, która ma przeciąć ich ziemie.
Dziamjang – młody mnich i intelektualista, piszący pod pseudonimem Lomig – został 17 kwietnia zabrany przez policję z klasztoru Kirti w Ngabie (chiń. Aba), w prowincji Sichuan.
Dramat, który 5 lipca 2009 roku zaszokował świat, wypchnął na pierwszy plan dwie postacie: ujgurskiego uczonego Ilhama Tohti oraz sekretarza Wanga Lequana, od dwudziestu lat zaprowadzającego w Xinjiangu rządy twardej ręki.
Dzigme Kjab – jeden z liderów protestów przeciwko konfiskatom ziemi w Thongkorze, w okręgu Dzoge (chiń. Ruoergai), w prefekturze Ngaba (chiń. Aba) prowincji Sichuan – który przed kilkoma dniami zniknął z domu po wizycie grupy urzędników, ukrywa się w „bezpiecznym miejscu”.
Nej Kjab podpalił się 15 kwietnia na podwórku swojego domu w wiosce Soruma, w okręgu Ngaba (chiń. Aba), w prowincji Sichuan. Zginął na miejscu, wołając o wolność Tybetu i powrót Dalajlamy.
Dzigme Kjab, jeden z liderów protestów przeciwko konfiskatom ziemi w Thongkorze, w okręgu Dzoge (chiń. Ruoergai), w prefekturze Ngaba (chiń. Aba) prowincji Sichuan, „zniknął” 13 kwietnia „po wizycie grupy urzędników”.
Dzigme Gjaco, umdze, „mistrz recytacji” klasztoru Dethang w okręgu Czone (chiń. Zhuoni) prefektury Kanlho (chiń. Gannan), w prowincji Gansu, został zatrzymany 9 marca i jedenaście dni później zwolniony za poręczeniem majątkowym.
Przyszli po mnie dokładnie pięć lat temu, rano, znienacka. Wzięli też mojego przyjaciela, którego dziś wspominam. Zarzucili nam na głowy czarne worki, skuli ręce i powieźli do więzienia, gdzie dostaliśmy po maleńkiej, wąskiej celi. On siedział dokładnie naprzeciwko. Dostrzegałem go, ilekroć otwierali drzwi, i wiedziałem, że szuka mnie wzrokiem. Domyślam się, że widział mnie wyraźnie, bo unosił brwi, studiując moją twarz z wielkim skupieniem i troską. Wciąż mam przed oczami to przeszywające, dociekliwe spojrzenie. Potem napisałem mu z więzienia list, w którym opowiadałem o wrażeniach i uczuciach z tamtego lochu. Za kratami emocje mają szczególną intensywność i moc. Dziś próbuję je odtworzyć. Jestem po drugiej stronie muru, ale niosę w sobie nietającą więzienną zmarzlinę, pamięć na zawsze skutą lodem.