Lamo mój, Gjalło Tenzinie Gjaco

Według tybetańskich źródeł 19 czerwca w Sertharze (chiń. Seda), w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan policja zatrzymała mnicha imieniem Czokji.
Policja – w rzadkim akcie „łaski” – zwolniła po tygodniu dwudziestoletnią Łangmo, którą 15 lipca zatrzymano za symboliczny, samotny protest w Merumie, w prefekturze Ngaba (chiń. Aba) prowincji Sichuan.
Lobsang Jesze – były sołtys, odbywający karę dwóch lat więzienia za udział w kilkuosobowej demonstracji – 19 lipca zmarł w lhaskim szpitalu. Władze odmówiły wydania bliskim jego zwłok.
Jestem chińskim pisarzem i chciałbym powiedzieć kilka słów o moim kraju. Wszyscy wiedzą, że w ciągu ostatnich trzydziestu lat w Chinach pobudowano niezliczone wieżowce, lotniska i autostrady. Mój kraj ma drugi co do wielkości PKB na świecie, a jego wyroby sprzedaje się w każdym zakątku naszej planety. Moi modnie ubrani, ochrypli od gadania rodacy zwiedzają Londyn, Nowy Jork, Tokio. Pełno ich w kasynach, ustawiają się w kolejkach po torebki z logo Louisa Vuittona. Ludzie wzdychają z przejęciem, że Chiny powstały, a Chińczycy są bogaci. Lecz za fasadą potęgi i dostatku kryją się rzeczy, o których mało kto wie, i to właśnie one czynią mój kraj bardzo dziwnym miejscem.
Władze chińskie zatrzymały najbliższe krewne i odebrały Tybetańczykom prochy Tulku Tenzina Delka, popularnego nauczyciela buddyjskiego i działacza społecznego, który 12 lipca zmarł w więzieniu, w Chengdu, spędziwszy za kratami trzynaście lat.
Do przywódców chińskiego rządu, zwłaszcza zaś tych lokalnych od mniejszości. Mam dwadzieścia siedem lat, jestem synem Tasziego Canga z Nangczenu w Juszu, oraz mnichem, studiującym w kolegium klasztoru Dzongsar.
Według tybetańskich źródeł 15 lipca policja zatrzymała samotną „demonstrantkę” w mieście Meruma, w prefekturze Ngaba (chiń. Aba) prowincji Sichuan.
Według tybetańskich źródeł 13 lipca policja pobiła i zatrzymała dwóch koczowników w Czone (chiń. Zhuoni), w prefekturze Kanlho (chiń. Gannan) prowincji Gansu.