Gdybym nie mógł korzystać z prawa do wyrażania swoich poglądów, po cóż by mi było ludzkie ciało? Będę przeto głosił to, co uznaję za Prawdę, do śmierci. Każdy posiadany talent poświęcę sumiennemu informowaniu rządu Chin o cierpieniu Tybetańczyków. Skoro odpowiadają za nie owe władze, tylko one mogą położyć mu kres. Ze łzami w oczach błagam więc chińskich przywódców o zakończenie katuszy, jakie zadają naszemu narodowi.
Władze chińskie zakazały organizowania dorocznego święta w Instytucie Studiów Buddyjskich Larung Gar – w Sertharze (chiń. Seda), w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan – którym po wydaleniu tysięcy nadliczbowych duchownych i wyburzeniu ich domów, kierują już bezpośrednio partyjni aparatczycy.
Władze chińskie zapowiadają „gruntowny remont” siedemnastowiecznego pałacu Potala, zimowej rezydencji dalajlamów w Lhasie, uznawanej za jeden z „cudów” światowej architektury.
W Pekinie zakończył się XIX Zjazd Komunistycznej Partii Chin, z okazji którego w całym kraju zatrzymano prewencyjnie kilkanaście tysięcy osób i zamknięto dla cudzoziemców Tybetański Region Autonomiczny.
Zhang Yijiong, numer dwa w Departamencie Pracy Frontu Jedności, zwołał konferencję prasową podczas XIX Zjazdu Komunistycznej Partii Chin, żeby ostrzec „wszystkie rządy i organizacje” przed spotykaniem się z Dalajlamą.
Jakie uczucie dominuje dziś w Chinach? Sądzę, że wielu powie: rozczarowanie, zawód biorący się z mizernego podnoszenia jakości życia w porównaniu z zawrotnym wzrostem gospodarczym. Oraz z kontrastu między stopniem awansu społecznego jednostek a rosnącym znaczeniem „wielkiego i potężnego kraju”.
W dniu narodowego święta Chińskiej Republiki Ludowej, 1 października uroczyście otwarto „najpiękniejszą i najdłuższą” autostradę w Tybetańskim Regionie Autonomicznym, która połączyła Lhasę z Njingtri (chiń. Lingzhi) przy granicy z indyjskim stanem Arunaćal Pradeś.
W 2014 roku w ciągu miesiąca zamazano moje nazwisko na dwóch wystawach, na których pokazywałem swoje prace. W Pekinie zrobili to aparatczycy, w Szanghaju sami organizatorzy. Mogę sobie wyobrazić, że są ludzie, których by to nie obeszło, ale jako artysta widzę w tych tabliczkach miarę wypracowanej przez siebie wartości – kreskę, wskazującą poziom wody w rzece. Ktoś inny wzruszyłby ramionami, ale ja nie mogę, choć oczywiście nie łudzę się, że moja postawa wypłynie jakoś na otoczenie.