
Pierwszego czerwca odwiedziłem znajomego, który w czasie rozmowy bawił się pilotem, zmieniając co chwilę kanał. Nie oglądam telewizji; ani programów informacyjnych, ani rozrywkowych. Ale tego dnia przyciągnęła moją uwagę, ponieważ z uwagi na datę pokazywali tybetańskie dzieci. Wypucowane, świątecznie wystrojone, odpowiadały – po chińsku – na pytania dziennikarza. Niewiele rozumiałem z tego szczebiotu, ale że dali napisy, mogłem sobie przeczytać. Wszystkie dzieci mówiły o dozgonnej wdzięczności dla partii. Za maluchami prężył się żołnierz, który ciągle coś do nich szeptał. Znów się zagadałem, na koniec pokazali jednak zbliżenie chłopczyka, który wyrecytował, że kiedy dorośnie, też pragnie zostać żołnierzem. Jakby chcieli upewnić nieprzekonanych, że cały spektakl został starannie wyreżyserowany.
W „Tygodniku Azjatyckim” (nr 27-22) opublikowano artykuł, który zasługuje na bardzo uważną lekturę. Nosi tytuł „Wywiad na prawach wyłączności z prof. Jin Wei z instytutu dydaktyczno-badawczego nauk społecznych Akademii Partii Komunistycznej: Wrócić do rozmów i rozwiązać kwestie tybetańskie”, a jego najważniejsze zdanie brzmi: „Musimy dążyć do tego, żeby inkarnacja Dalajlamy pojawiła się jedynie w kraju”.
Lin Biao, człowiek, który stworzył Czerwoną książeczkę z cytatami Przewodniczącego, ogłosił po rozpoczęciu rewolucji kulturalnej, że „każde słowo Mao Zedonga jest prawdą, a każde zdanie ma wartość większą niż dziesięć tysięcy naszych”. „Słowa Przewodniczącego – dodał – kierują naszymi czynami. Kto mu się sprzeciwi, zostanie zmiażdżony przez partię i potępiony przez cały naród”. Na tym samym wiecu Zhou Enlai nazwał Mao najwyższym przywódcą światowej rewolucji, a jego myśl „zwieńczeniem” marksizmu-leninizmu.
W 1991 roku opisałem w powieści „Żółte zagrożenie” upadek Chin i wywołaną przez to migrację milionów Chińczyków, która zdestabilizowała świat, powodując rozmaite konflikty. Ponad dwadzieścia lat później książka wciąż się sprzedaje. Choć może się to wydawać zaskakujące, w gruncie rzeczy nie dziwi. Póki przyszłość Chin jest niepewna, póty nie da się wykluczyć ich ruiny, co zapewne napędza mi czytelników.
Jeśli jesteś pisarzem i zamarzy ci się powieść o życiu we współczesnych Chinach, powinieneś omijać szerokim łukiem trzy okresy: wielki głód (1959-62), rewolucję kulturalną (1966-76) i incydent z Tiananmen (1989), ponieważ nikt tego potem nie opublikuje. Jako redaktor lub dziennikarz musisz wiedzieć, o czym wolno informować, o czym powiedzieć można, ale trzeba zrobić to ostrożnie, a czego puścić w żadnym razie nie należy, bo inaczej zdejmą cię albo nawet wyleją na zbity pysk.