Kwiat jest zawsze szczęśliwy, bo piękny.
Pszczoły śpiewają o samotności i płaczą.
Sześćdziesiąt lat temu, 23 maja 1951 roku, przedstawiciele kaszagu z Ngabo Ngałangiem Dzigme na czele zostali zmuszeni do podpisania w Pekinie tak zwanej „Siedemnastopunktowej ugody”. „Po gwałtownej reakcji strony tybetańskiej – wspomina Phuncog Łangjal – rozzłościł się i Li Weihan. »Jeśli tak wygląda wasze stanowisko, pakujcie się i w drogę«, powiedział. Przesłanie było najzupełniej jasne: armia wyzwoli Tybet siłą”. (Li był głównym reprezentantem rządu Chin.)
Jestem z Amczoku. To takie łąki na południowym brzegu Sangczu w prowincji Gansu. Kilka lat temu ludzie zaczęli gadać, że będą nad nami fruwać samoloty. Ścisnęło mi się serce, ale nic nie mówiłem, bo myślałem, że to tylko takie ględzenie.
Przez chwilę słychać tylko silnik
Rzężący na stromym podjeździe
Spocone dłonie, oczy rozbiegane
Jakby chciały wyskoczyć z czaszki
Kiedy pada hasło „rewolucja kulturalna”, przed oczami stają ruiny klasztoru Ganden. Za jego zagładę często – i niesprawiedliwie – wini się lokalną ludność. Bardzo chciałam zrozumieć, co tam zaszło, i przed kilku laty – uzbrojona w zdjęcia zrobione przez mojego ojca – przeprowadziłam jakieś siedemdziesiąt wywiadów ze świadkami tamtych wydarzeń. Dopiero ich słowa uprzytomniły mi skalę tragedii walki z „siłami zła”.
Bogaci rodzice mieszkają w wysokich domach
Biedni zasypiają w kącie
Jedni i drudzy są kochającymi rodzicami
Pieniądz wszystko tak zmienia
Pewnego gorącego, wyjątkowo dusznego pekińskiego popołudnia znajomy z Tokio zapytał mnie, jaki wpływ miała na Tybet Rewolucja Xinhai, przypominając przy okazji, że w tym roku obchodzimy stulecie tamtych wydarzeń. Chiny zdają się o to w ogóle nie dbać, zajęte entuzjastycznym reanimowaniem i promowaniem „czerwonej klasyki” z okazji dziewięćdziesiątki Komunistycznej Partii Chin. Choć nowe państwo narodowe wyrosło na gruzach imperium mandżurskiego, najwyraźniej nie ma chętnych do składania podziękowań za obalenie starego reżimu.
Nazywam się Taszi Rabten. Piszę pod pseudonimem Therang. Pochodzę z Dzoge w Amdo. Można nazwać mnie osobą, która odmawia udziału w „chińskim marzeniu”. Nie mam z nim nic wspólnego. Nie chcę należeć do żadnej rządowej struktury. Kocham wolność.