Kolejny Tybetańczyk dokonał samospalenia 16 marca. Nazywał się Dziampel Jesze, był Khampą, w wieku dwudziestu lat opuścił najbliższych oraz rodzinne Dału, i od tego czasu mieszkał w Indiach. Podpalił się w New Delhi na oczach setek tybetańskich uchodźców protestujących przed zbliżającą się wizytą Hu Jintao – stąd mnóstwo zdjęć, które zaraz obiegły świat. Pisano przy tym, że zmarły był „pochodnią praw człowieka”, że płomień jego ciała rozświetlił ciemności kryjące dziś ziemię.
Archiwa tagu: Oser
Oser : Pamięć zaklęta w zdjęciach
W marcu 2015 roku odwiedził mnie amerykański dziennikarz, przygotowujący materiał o „podziemnych historykach”, którzy dokumentują przeszłość i ujawniają publicznie prawdę o niej w „państwie zadekretowanej amnezji”.
Oser: Nowe oblicze Lhasy
„To miasto zmienia się z dnia na dzień”, powie wam każdy, kto był w Lhasie. Dorzucę i ja swoje dwa grosze o tych nowinkach: ulicy Jiangsu i Wyspie Słońca.
Oser : „Nie chcę, żebyś był żołnierzem”
W rozmowach o książce ze zdjęciami ojca prędzej czy później pojawia się pytanie, która sama sobie często zadaję: gdyby wciąż żył, co myślałby o mojej pracy i walce o przestrzeganie prawa człowieka w Tybecie? I jaki właściwie był jego stosunek do rewolucji kulturalnej?
Oser: Trunglha Jarsol
„Trunglha” to po tybetańsku „bóstwo urodzenia”. W czasach Siódmego Dalajlamy (1708-1757) w lesie na południowo-wschodnich rubieżach Lhasy wzniesiono świątynię poświęconą jego „urodzinowemu bóstwu”, która dała nazwę całej okolicy. Zgodnie z tradycją w dniu urodzin Dalajlamy świętowali tam rządowi dostojnicy i zwykli ludzie, zapamiętale odprawiając rytuały, zanosząc modły, paląc kadzidło, śpiewając i obrzucając się campą (czyli „narodową” mąką z prażonych ziaren jęczmienia), aby Dalajlama „pozostał na wieki” i „zwyciężyły bóstwa”. Przez trzysta lat te radosne uroczystości nosiły miano „Trunglha Jarsol”.
Oser: Rozmowy w rozległej przestrzeni pomiędzy „należy” a „nie wolno”
Na początku listopada 2012 roku Wang Lixiong wdał się w internetową dyskusję ze znajomym, Tybetańczykiem mieszkającym za granicą, i pozwolił mi zerkać sobie przez ramię. Są dobrymi przyjaciółmi, rozmawiali więc otwarcie i szczerze. Efekty poniżej (interlokutor Wanga będzie tu występował pod pseudonimem „Bodpa”, co w naszym języku oznacza po prostu „Tybetańczyka”).
Oser: Panczenlama
Jeśli czas może być lekarstwem na kłamstwo
Jeśli czas może być lekarstwem na kłamstwo
Dziesięć lat to za dużo czy zbyt mało?
Dziecko wyrasta na zdolnego młodzieńca
I jak papuga mamrocze wyuczone słowa
Zanosząc błagania do Pana Względów.
Oser: Tybetański wychodek Kohla
W lipcu 1987 roku, podczas drugiej czy trzeciej oficjalnej wizyty w Chinach, niemiecki kanclerz Helmut Kohl znienacka wyraził pragnienie zobaczenia Lhasy. O dyplomatycznej niecodzienności tego zdarzenia niech świadczy fakt, że do tej pory stolicy Tybetu nie odwiedził żaden inny przywódca zachodniego państwa. Zanim zeszło na podróże, Deng Xiaoping rozmawiał z nim o wzroście. „Z tak potężnym obrońcą u boku – miał powiedzieć, mierząc wzrokiem sto dziewięćdziesiąt trzy centymetry Niemca – nie bałbym się nawet nieba spadającego na głowę”. Wygląda na to, że przypadli sobie do gustu.
Oser: Bez rozliczenia rewolucji kulturalnej
Chińska dziennikarka „New York Timesa”, która rozmawiała ze mną o rewolucji kulturalnej w Tybecie, pytała o Tao Changsonga, jednego z najważniejszych czerwonogwardzistów w Lhasie i dowódcę frakcji „rebeliantów”.
Spotkałam się z nim dwukrotnie w 2011 roku. Niski, szczupły sześćdziesięciolatek wyróżniał się tylko strojem: charakterystyczną czapką, kurtką i okularami z tamtej epoki. Sprawiał wrażenie łagodnego i dobrze wychowanego, trudno było dostrzec w nim ślady władczej postaci, o której tyle słyszałam. Kiedy zaczynaliśmy rozmowę wydawał się typowym, cichym, introwertycznym chińskim intelektualistą, lecz szybko się zmienił. Agresywny ton i fanatyczne błyski w oczach pasowały bardziej do tamtego człowieka, którego najwyraźniej przywracało do życia wspomnienie rewolucji kulturalnej. Kiedy nagle wracał na chwilę do teraźniejszości, uśmiechał się przepraszająco, ale zaraz znów pogrążał się w szokującej, niemniej „wspaniałej” i „wiekopomnej” przeszłości. Często powtarzał „rozumiesz, prawda?” i „mam to gdzieś”.
Oser: Na dziesiątego marca – trwajmy w naszej kulturze
Tybet powoli staje się coraz mniej tybetański. Rozczarowuje zagranicznych turystów, ludzie nazywają jego stolicę klonem Chengdu. Policzyłam to sobie niedawno i wyszło mi, że na bodaj stumetrowym odcinku między moim rodzinnym domem w Nowym Szolu u stóp Potali a wylotem najbliższej ulicy minęłam trzydziestu siedmiu Hanów i pięciu Tybetańczyków. Nie ulega wątpliwości, że napływ imigrantów odciska się na naszej ojczyźnie.