Trzydziestokilkuletni mężczyzna odebrał sobie życie, rzucając się 7 września pod pociąg w Lucernie. Na podstawie znalezionych w kieszeni listów policja uznała go za Tybetańczyka, który kilka dni później został zidentyfikowany jako Taszi Namgjal.
W Dragjabie (chiń. Chaya), w prefekturze Czamdo (chiń. Changdu) Tybetańskiego Regionu Autonomicznego policja zatrzymała i pobiła mężczyznę, któremu zarzucała kontaktowanie się z krewnym za granicą.
Tybetańczyk, który 29 lipca podpalił się w Dharamsali, został dwa dni później zidentyfikowany jako Dhondup Denu.
Młody mężczyzna, prawdopodobnie Tybetańczyk, podpalił się 29 lipca w miejscu, w którym wierni ofiarowują bóstwom dym kadzidła, w Dharamsali, „stolicy” tybetańskiej diaspory w Indiach. Zginął na miejscu.
Tenzin Czojing, który przed tygodniem podpalił się w internacie w indyjskim Waranasi, 22 lipca zmarł w szpitalu, w New Delhi.
Tenzin Czojing z Centralnego Uniwersytetu Studiów Tybetańskich podpalił się 14 lipca w Waranasi, w indyjskim stanie Uttar Pradeś. Wołał o wolność Tybetu. Został ugaszony przez kolegów i pracowników kampusu.
Chińskie media chwalą administrację prezydenta Trumpa za przedstawiony Kongresowi projekt budżetu, w którym po raz pierwszy od dekad nie ma centa na pomoc dla Tybetańczyków.
Na tydzień przed rozpoczęciem dorocznej sesji Rady Praw Człowieka ONZ – w której Chiny zasiądą na kolejne trzy lata – jestem w Genewie, by choć przez chwilę dać świadectwo prawdzie, z dumą reprezentując moich rodaków pośród wielu dysydentów, świadków i ofiar, wołających tu o sprawiedliwość.