Odpowiedzi na pytanie, jak mają żyć buddyści, udzielił przed wiekami Budda. Skoro uważamy się za jego uczniów, wyświęceni czy świeccy, powinniśmy się do niej stosować, by nadać swemu życiu głębszy sens.

Odpowiedzi na pytanie, jak mają żyć buddyści, udzielił przed wiekami Budda. Skoro uważamy się za jego uczniów, wyświęceni czy świeccy, powinniśmy się do niej stosować, by nadać swemu życiu głębszy sens.
Od 2008 roku Komunistyczna Partia Chin robi z klasztorem Kirti rzeczy, które nie mieszczą się w głowie mieszkańcom Krainy Śniegu.
Kirti jest niczym drogocenny klejnot dla każdego Tybetańczyka z trzech dzielnic. To symbol pokojowej walki, o którym nikomu nie wolno zapomnieć. Odcisnął już swoje piętno na historii XXI wieku. Jego zmagania budzą powszechny szacunek, mówi się o nich na całym świecie. Partia komunistyczna, której pokój i wolność nie są w smak, skazała go za to na okrutne represje. Zdając sobie sprawę, że nie da się ich zawrzeć w kilku słowach, przedstawiam po prostu notatki z rozmowy z mnichem tego klasztoru w nadziei, że pomogą czytelnikowi zrozumieć powagę sytuacji.
Amerykański Senat 25 kwietnia przyjął jednogłośnie rezolucję, w której Stany Zjednoczone po raz pierwszy poruszyły kwestię sukcesji Dalajlamy.
Według tybetańskich źródeł na początku kwietnia „zaginęła” tybetańska pątniczka, zatrzymana przez policję w okręgu Darlag (chiń. Dari), w prefekturze Golog (chiń. Guoluo) prowincji Qinghai.
Drugiego dnia Nowego Roku kalendarza tybetańskiego (czyli w sobotę, 17 lutego 2018) w Dżokhangu wybuchł pożar. Wiadomość bez większego znaczenia gdzie indziej mogła zwiastować tragedię dla Tybetańczyków i buddystów z Mongolii, Bhutanu, Ladakhu oraz całego świata tantrajany.
Chińskie media informują o „pierwszych egzaminach ze znajomości prawa” w świątyniach Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA), które Tybetańczycy uważają za jeden z testów „lojalności wobec partii komunistycznej”.
Zalała nas właśnie fala radosnych postów, powielanych przez Tybetańczyków na Weibo. „Cały świat mówi o korekcie polityki Chin w Tybecie: po pierwsze, we wszystkich klasztorach można swobodnie oddawać cześć portretom Dalajlamy; po drugie, zakazuje się zmuszania kogokolwiek do lżenia Jego Świątobliwości; po trzecie, w razie poważniejszego incydentu w świątyni, sprawą zajmą się najpierw przełożeni i starszyzna, bez natychmiastowego wzywania paramilitarnej policji i stosowania jej metod”.
Kiedy zapadała decyzja o złagodzeniu polityki wobec Tybetu, w 1981 roku zorganizowano w Pekinie spotkanie, podczas którego tybetańscy delegaci (w tym i ja) energicznie apelowali o zwrot skarbów naszej wiary zrabowanych w czasie rewolucji kulturalnej i gnijących od tego czasu w chińskich magazynach. Niestety nic wtedy nie wskóraliśmy, ale pod koniec następnego roku Biuro do spraw religii Tybetańskiego Regionu Autonomicznego wezwało przedstawicieli lokalnego stowarzyszenia buddyjskiego, departamentu zabytków i kilku innych urzędów. Podczas tego zebrania Bapa Kelsang Namgjal z wydziału kultury ogłosił, że Pekin kazał odesłać tybetańskie przedmioty kultu do miejsc pochodzenia.
Nazajutrz po pożarze w Dżokhangu władze najpierw otworzyły dla zwiedzających fragment świątyni, ale zaraz ogłosiły jej zamkniecie na trzy dni.