Ja kaszagu nie widziałem
i kaszagiem być nie chciałem.
Czogjan – ojciec Cełanga Norbu, który 25 lutego dokonał samospalenia przed pałacem Potala w Lhasie – odebrał sobie życie.
Pewnego gorącego, wyjątkowo dusznego pekińskiego popołudnia znajomy z Tokio zapytał mnie, jaki wpływ miała na Tybet Rewolucja Xinhai, przypominając przy okazji, że w tym roku obchodzimy stulecie tamtych wydarzeń. Chiny zdają się o to w ogóle nie dbać, zajęte entuzjastycznym reanimowaniem i promowaniem „czerwonej klasyki” z okazji dziewięćdziesiątki Komunistycznej Partii Chin. Choć nowe państwo narodowe wyrosło na gruzach imperium mandżurskiego, najwyraźniej nie ma chętnych do składania podziękowań za obalenie starego reżimu.
Według tybetańskich źródeł w Darcedo (chiń. Kangding), w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan zatrzymano dwie osoby „podejrzewane o kontaktowanie się z krewnymi za granicą”.
Nazywam się Taszi Rabten. Piszę pod pseudonimem Therang. Pochodzę z Dzoge w Amdo. Można nazwać mnie osobą, która odmawia udziału w „chińskim marzeniu”. Nie mam z nim nic wspólnego. Nie chcę należeć do żadnej rządowej struktury. Kocham wolność.
Lokalne źródła informują o zwolnieniu Rinczen Kji, nauczycielki z Gologu (chiń. Guoluo) w prowincji Qinghai.
Wszystkie narody są równe.
Władze chińskie zmuszają do mówienia po chińsku aparatczyków z wiosek w Njingtri (chiń. Lingzhi), w Tybetańskim Regionie Autonomicznym.
Sześciu specjalnych sprawozdawców ONZ upomniało się o troje tybetańskich więźniów politycznych, wyrażając przy tym „poważne zaniepokojenie” represjonowaniem Tybetańczyków, którzy próbują pielęgnować rodzimą kulturę.