Wyjeżdżając przed miesiącem z Lhasy do Pekinu, z ulgą żegnałam się z duszną atmosferą stanu wojennego, wszędobylską policją i wojskiem, lecz nam ból towarzyszy jak cień. Tym razem miał postać wiadomości o samospaleniu kolejnej Tybetanki.

Wyjeżdżając przed miesiącem z Lhasy do Pekinu, z ulgą żegnałam się z duszną atmosferą stanu wojennego, wszędobylską policją i wojskiem, lecz nam ból towarzyszy jak cień. Tym razem miał postać wiadomości o samospaleniu kolejnej Tybetanki.
W epoce „reform i otwarcia” tybetańskie elity marzyły o Lhasie. Poznałam wielu młodych ludzi, którzy po ukończeniu studiów mogli wybierać między Pekinem a Szanghajem, ale woleli mieszkać i pracować w tym spokojnym i sennym wtedy mieście. Sama wróciłam do stolicy z Khamu wiosną 1990 roku; w związku literackim regionu autonomicznego pracowało wówczas wielu przyjaciół z Amdo.
Jeśli zdajecie się we wszystkim na innych, możecie się przeliczyć. Ludzie, którzy zawdzięczają posady familijnym koneksjom, często wpadają w tarapaty, gdy zabraknie rodziców. Najlepiej więc polegać na sobie.
Czomolungma mą świętą górą
rzeka Jarlung Cangpo moją krwią
trzy dzielnice ojczyzną
jedność mym wołaniem
W zimnych, ośnieżonych górach
Tybetu
rodzice
dali jej na imię Tenzin,
przywilej wart każdego ryzyka.
Autorzy anglojęzycznego bloga High Peaks Pure Earth zwracają uwagę, że „tybetańscy obywatele sieci coraz mocniej podkreślają swoją tożsamość narodową”. Artykuł ilustrują klipy, wiersze, grafiki.
Mimo północy
turkot wyładowanych ciężarówek
wprawia w drżenie szyby
na dwudziestym pierwszym piętrze.
Dordże Taszi jest najbardziej znaną postacią w tybetańskim przemyśle turystycznym. Każdy cudzoziemiec, który odwiedził Lhasę, musiał choćby słyszeć o należącym do niego Yak Hotel. W ostatnich latach świetnie prosperował. Założył grupę Manasarowar i dwie firmy deweloperskie, otwierał hotele. Media okrzyknęły go „sztandarem przemysłu turystycznego i budowlanego”, władze obsypywały nagrodami i wyróżnieniami, a w 2005 roku przyjęli go w Pekinie Hu i Wen w osobach własnych. Kiedyś obejrzałam sobie hotel Manasarowar i porównałam go z sąsiednim Jarlung Sangpo. W pierwszym obraz naszej kultury był przestrzenny, autentyczny i godny, u konkurencji – wulgarny i głupi.