gdybym nie widziała tego zdjęcia
samo imię
oznaczałoby po prostu jednego z rodaków
pożartych w ostatnich latach
gdybym nie widziała tego zdjęcia
samo imię
oznaczałoby po prostu jednego z rodaków
pożartych w ostatnich latach
Hanowie, którzy żyją w Tybecie, widzą na własne oczy cierpienia Tybetańczyków, niemniej żadnemu jeszcze nie zdarzyło się powiedzieć: „trzeba zwrócić tym ludziom wolność”.
Nakładają czarne czapki
Na głowy niewinnych ludzi
Gotują im piekło na ziemi
Na długie miesiące i lata
Modlę się do Trzech Klejnotów: Buddy, Dharmy i Sanghi.
Życzę wszystkim pokoju. Życzę wszystkim powrotu do Tybetu Gjalły Rinpoczego.
Jako orędownik całkowitej likwidacji broni jądrowej cieszę się, że traktat o jej zakazie został ratyfikowany przez pięćdziesiąt państw i zacznie obowiązywać od stycznia przyszłego roku. To wydarzenie historyczne, dobrze wróżące przyszłości rodzaju ludzkiego. Oraz krok w kierunku tworzenia bardziej oświeconych i cywilizowanych metod rozwiązywania konfliktów.
Kiedy tylko pomyślę o działających dziś w Lhasie niezliczonych „grupach edukacyjnych” i propagowanej w nich „wiedzy”, którą wtłacza się w ludzi tylko dlatego, że na początku roku wybrali się do Bodh Gai słuchać udzielanych przez Jego Świątobliwość Dalajlamę nauk Kalaczakry – staje mi przed oczami obraz grupki rodaków. Spotkałam ich w Lhasie: wszyscy są sędziwymi obywatelami i emerytami, łączy ich żarliwa wiara w buddyzm oraz prześladowania religijne, których padli ofiarą.
Walcząc z biedą, niedożywieniem i głodem, wywołanymi przez konflikty i klęski żywiołowe, Światowy Program Żywnościowy Organizacji Narodów Zjednoczonych (WFP) pomaga najbardziej zagrożonym i najbardziej potrzebującym, niosąc pociechę i ukojenie tam, gdzie brakuje ich najbardziej.
Wywołałam spore zamieszanie, nie zgadzając się z przywódcami rządu emigracyjnego, choć poszło tylko o to, że moim zdaniem fala samospaleń w Tybecie zaczęła się w dwa tysiące dziewiątym, a nie rok później. Za granicą podniosły się zaraz napuszone głosy, że trudne czasy wymagają jedności i powstrzymania się od niepotrzebnej krytyki, że sprawy błahe nie powinny wpływać na generalia, że władzę liderów należy dziś wzmacniać, a nie podkopywać wydumanymi pretensjami. Jako poddana autorytarnego reżimu znam tę litanię na pamięć – tu dokładnie takimi samymi zaklęciami apeluje się bezustannie o „wspólną” wolę, działania i dyscyplinę.
każdy oddech
gaśnie w drodze ku niebu
w chwytaniu powietrza między nim a ziemią
w otulaniu jej
w słodkim śnie