Gdyby określić je jednym słowem, nauki Buddy są przede wszystkim praktyczne. Nie miały służyć określonej grupie czy jednemu krajowi, tylko całej ludzkości. Wyznaczają ścieżką, którą podąża się zgodnie z własnymi możliwościami i inklinacjami. Sam zacząłem je studiować jako dziecko i wciąż się uczę, choć mam już 86 lat. Przy każdej okazji zachęcam buddystów do dostosowania się do ducha XXI wieku poprzez samodzielne odkrywanie, czym są owe nauki, i robienia z nich praktycznego użytku. Wymaga to słuchania i czytania, rozmyślania nad zdobytą wiedzą oraz systematycznego jej przyswajania.
Według niezależnych źródeł w czasie szkolnych wakacji władze chińskie zmuszają tybetańskie dzieci do udziału w „szkoleniach wojskowych” w granicznej prefekturze Njingtri (chiń. Lingzhi) Tybetańskiego Regionu Autonomicznego.
Indyjskie media, powołując się na „najwyższe źródła rządowe”, informują o trzech oddziałach tybetańskiej „milicji ludowej”, które rozmieszczane są na południowej granicy Chińskiej Republiki Ludowej (z Ladakhiem, Sikkimem i Bhutanem).
Według indyjskich źródeł władze chińskie werbują Tybetańczyków do „strzeżenia” granicy z Sikkimem w okręgu Dromo (chiń. Yadong), w prefekturze Szigace (chiń. Xigaze, Rigaze) Tybetańskiego Regionu Autonomicznego.
Komitet Centralnych zapowiedział, że z okazji stulecia Komunistycznej Partii Chin (KPCh) po raz pierwszy odznaczy „szeregowych członków”, których nazwiska „mogą nic nie mówić” ogółowi.
Wu Yingjie, sekretarz partii w Tybetańskim Regionie Autonomicznym, odwiedził Gjalaphug (chiń. Jieluobu), nowo zbudowaną wioskę na „południowych rubieżach”. Według rządowych chińskich mediów wezwał przesiedlonych tam Tybetańczyków „do zapuszczania korzeni jak przebiśniegi” i „dumnego powiewania czerwoną flagą z pięciom gwiazdami”.