Po raz pierwszy zobaczyłam ojczysty kraj, mając dwadzieścia sześć lat. Przez kwadrans stałam na jego krawędzi.
Do granicy Tybetu i Nepalu wędrowałam siedem dni. Pieszo, jak moi rodzice pół wieku wcześniej, tyle że oni szli w przeciwnym kierunku, zostawiając za sobą miejsce, o którym nie mogą już opowiadać.
Tradycja wymaga trzynastokrotnego pokonania „zewnętrznego” kręgu, nim wejdzie się na „wewnętrzny”, docierając do sanktuariów takich jak klasztor Gjandrak. W 2002 roku mogłam zrobić tylko jedno większe okrążenie, nie spełniłam więc warunku, różnie tłumaczonego w tradycyjnych podaniach. Najbardziej znane mówi o kobiecie, której dziecko wpadło do rwącej rzeki, gdy pochyliła się, by nabrać wody. Lama doradził pielgrzymkę i obejście góry Kailaś trzynaście razy, żeby ukoić żal i na nowo odnaleźć w sobie wolę życia. Nie ulega wątpliwości, że specyficzna liczba musi mieć swoje znaczenie. Uporawszy się z wyzwaniem, wielu pielgrzymów składa uroczyste ślubowanie, na przykład chronienia życia każdej istoty i niejedzenia mięsa. Dla wątpiących mamy drugi zestaw legend o nieszczęściach, jakie spadały na tych, którzy postanowili wkroczyć na wewnętrzny krąg bez zalecanego przygotowania. Strzeżonego Budda strzeże.
Zanim wszystko to spadło na nas jak grom z jasnego nieba, przez myśl by mi nie przeszło, że mnie zabiorą, nie pozwolą wypowiedzieć trzech słów ani zrobić trzech kroków. W tym samym czasie Tobie, jak słyszę, zasądzili trzy lata więzienia. Serce mi pęka na myśl, że zmarnujesz w nim młodość. Pocieszam się nadzieją, że coś z tego wyniesiesz.