Nie mogę wiedzieć, czy chińskie gwiazdy filmowe czytają zagraniczne gazety, które piszą o zmienianiu Tybetu w disneyland, ale nawet jeśli, zapewne nie utożsamiają się z diagnozą, że „władze dławią dziś mnichów nie chińskim wojskiem, a tłumem nachalnych turystów”. Mając o sobie bardzo dobre mniemanie, zjeżdżają tu raczej w poszukiwaniu „duchowości” albo „praktyki buddyjskiej”.
Profesor Dolkar Kji z syczuańskiej Akademii Pedagogicznej zaapelowała o równouprawnienie tybetańskich dzieci, które nie mogą się uczyć w ojczystym języku w żadnej szkole w Chengdu, stolicy prowincji.
Grupy robocze ogłosiły „sezonową przerwę” w wydalaniu duchownych i wyburzaniu ich kwater w Instytucie Studiów Buddyjskich Larung Gar, w Sertharze (chiń. Seda), w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan.
„Świat kocha uchodźców, o ile są olimpijczykami”, napisał New York Times w czasie igrzysk w Rio. „Z jednej strony zachwycamy się ich reprezentacją, z drugiej – wieszamy na uchodźcach psy. Jak to możliwe? Za sprawą starej zasady: nie na moim podwórku. »Jednocześnie robimy się lepsi i gorsi – mówi pisarz Paul Auster. – W równym stopniu«”.
Cegon Gjal, były więzień polityczny zatrzymany w Codziangu (chiń. Hebei), w prowincji Qinghai, został 24 grudnia formalnie aresztowany i oskarżony o „separatystyczne podżeganie”.
Długa i kręta droga historii ludzkości dowodzi, że wszelki rozwój zawdzięczamy myślicielom i uczonym. Mamy też niezliczone przykłady na to, jak ciasny, schematyczny tradycjonalizm oraz fanatyczne nakazy religijne dławiły człowiecze aspiracje i wolność słowa. Intelektualista pozostaje wierny swoim przekonaniom i nie boi się mówić na głos, tak gdy depczą czyjąś wiarę, jak kiedy odbierają wolność.