Władze prefektury Colho (chiń. Hainan) w prowincji Qinghai przestrzegają buddyjskich duchownych przed „rozpowszechnieniem nielegalnych treści” w związku z październikowym zjazdem Komunistycznej Partii Chin w Pekinie.
Przedzjazdowa segregacja
Władze mnożą restrykcje przed październikowym zjazdem Komunistycznej Partii Chin w Pekinie.
Riczang Rolcog: Wczoraj i dziś
Tybetańczycy wciąż bez paszportów
Władze chińskie nadal przetrzymują paszporty, które pod koniec zeszłego roku bezprawnie odebrały Tybetańczykom, żeby uniemożliwić im udział w ceremonii, odprawianej w Indiach przez Dalajlamę.
Kasang: Zaraz odpadnie mi język
Pekin zacieśnia kontrolę nad religią
Rada Państwa ChRL 7 września znowelizowała przepisy dotyczące religii, zobowiązując wiernych do praktykowania „podstawowych wartości socjalistycznych”. W tym samym czasie w Pekinie zorganizowano konferencję międzywyznaniową, podczas której, jak podają rządowe media „pięć głównych religii – buddyzm, taoizm, islam, katolicyzm i chrześcijaństwo – ślubowało sinizować się, aby zintegrować swoje doktryny z kulturą chińską”.
Dalajlama: O pokoju
Przewodniczący Mao powiedział kiedyś, że władza wyrasta z lufy karabinu. Oczywiście przemoc może dać pewne krótkotrwałe rezultaty. Ale nie zapewni osiągnięcia dalekosiężnych celów. Spójrzmy na historię – z czasem umiłowanie pokoju, sprawiedliwości i prawdy zawsze zwyciężało okrucieństwo i opresję. Dlatego też żarliwie wierzę w niestosowanie przemocy. Przemoc rodzi przemoc. I oznacza tylko jedno: cierpienie. Teoretycznie, można wyobrazić sobie sytuację, gdy jedynym sposobem na uniknięcie konfliktu na wielką skalę jest szybka interwencja zbrojna. Problem w tym, że bardzo trudno – o ile to w ogóle możliwe – przewidzieć skutki przemocy. Kiedy się do niej uciekamy, nie mamy pewności, czy jest słuszna. Można to ocenić wyłącznie z perspektywy czasu. Na pewno wiemy tylko jedno: tam, gdzie jest przemoc, jest również cierpienie.
Samobójstwo tybetańskiego azylanta w Szwajcarii
Trzydziestokilkuletni mężczyzna odebrał sobie życie, rzucając się 7 września pod pociąg w Lucernie. Na podstawie znalezionych w kieszeni listów policja uznała go za Tybetańczyka, który kilka dni później został zidentyfikowany jako Taszi Namgjal.
Robert Barnett: Sześćdziesiąt sześć lat
Minęło sześćdziesiąt sześć lat od chwili wkroczenie do Tybetu chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. I pięćdziesiąt osiem od załamania pokapitulacyjnego status quo, które zmusiło do ucieczki z kraju Dalajlamę i ponad osiemdziesiąt tysięcy Tybetańczyków. Owi uchodźcy i ich potomkowie nadal żyją za granicą, a od trzech dekad perspektywa rozwiązania problemu wydaje się, mówiąc oględnie, bardzo odległa. Dla cudzoziemców Tybet pozostaje najbardziej niedostępnym regionem Chin, jego mieszkańcy nie są w stanie uzyskać paszportów, wciąż napływają raporty o demonstracjach, aresztowaniach i samobójczych protestach.
Petycja koczowników z Darlagu
Tybetańscy nomadzi, którym miejscowi urzędnicy kazali opuścić tradycyjne pastwiska w Darlagu (chiń. Dari), w prefekturze Golog (chiń. Guoluo) prowincji Qinghai, napisali petycję do „szanownych przywódców Chińskiej Republiki Ludowej”.